Rozdział 7.

Z Kieranem rozmawiało mi się wprost znakomicie! Mówił mi, że strasznie tęskni za mną cała drużyna, co spowodowało zakręcenie się drobnej łzy w moim oku. Było mi naprawdę miło, że chłopcy o mnie nie zapomnieli i ciągle jestem w ich sercu.
Kanonierzy byli cudownymi ludźmi o pięknych charakterach. Nikogo nigdy nie okłamywali, nikogo nie obmawiali, było im wprost blisko do tego wymarzonego przez wszystkich ideału, choć w moim sercu już od dawna są ideałem.
- Może zdecydowałabyś się przyjść na nasz trening, a później skoczylibyśmy z całą ekipą na obiad, jak za dawnych czasów?- Spytał po chwili.
Propozycja była bardzo kusząca i chętnie bym ją przyjęła, ale niestety był jeden powód, dla którego miałam pewne wątpliwości.
- Chciałabym, ale Aaron.. Nie wiem jakbym zareagowała na jego osobę, a jak on na mnie.
- Zawsze możemy jechać bez niego. Kate, taka szansa nie zdarzy się później tak szybko..- Dodał.
Po chwili posłał mi zachęcający uśmiech, na który aż się zaśmiałam.
W sumie miał rację. Niedługo początek nauki, brak wolnego czasu i zapewne do Londynu nie przyjadę w najbliższym czasie, a kiedy tu jestem mogę poświęcić kilka godzin osobom, które stanowią cząstkę mojego życia.
Zgodziłam się.
Gibbs chciał znowu poczuć się tak, jak kilka miesięcy temu, kiedy wspólnie wychodziliśmy podbijać Londyn, ja również chciałam! Nie miałam zamiaru w żaden sposób odizolowywać się od moich przyjaciół, a to, że nie udało mi się z Ramsey'em, nie oznacza, że z resztą muszę zerwać dobry kontakt.
Po godzinie spędzonej z Anglikiem w kawiarence, wróciłam do mojego 'byłego' mieszkania, by w końcu przywitać się z Alice.
Dziewczyna cholernie się o mnie martwiła. Mówiłam jej kilka godzin temu, że jestem już w stolicy i za kilkanaście minut będę, wiem moja wina. Powinnam uprzedzić ją, że idę jeszcze na spotkanie z przyjacielem, ale byłam zbyt podekscytowana widokiem Kierana, że całkowicie o tym zapomniałam.
Kiedy pojawiłam się w mieszkaniu, jej jakiekolwiek wątpliwości rozwiały się w powietrzu. Wpadłyśmy sobie w ramiona i przez kilka minut pozostałyśmy w mocnym uścisku.
Brunetka rozpromieniona, zaprosiła mnie do środka. Nie wiem, dlaczego, lecz teraz wyglądała na bardzo szczęśliwą kobietę. Możliwe, że to było dzięki temu, że w końcu wyrwała się z małego miasteczka i rozpoczęła całkiem inne życie w stolicy lub zapoznała kogoś, przy kim czuje się w końcu dowartościowana.

 Widać, że moja przyjaciółka zadbała o wygląd wnętrz. Zrobiła nawet drobne przemeblowanie w przedpokoju i sypialni. Nie denerwowałam się tym, wprost przeciwnie. Od teraz to Alice tworzyła w tym mieszkaniu swoją własną wędrówkę życiową, a lekkie zmiany na pewno wyszły na dobre!
Usiadłam na wygodnej kanapie, wspominając cudne wieczory, spędzone tutaj przy kubku gorącej kawy i w towarzystwie ukochanych mi osób. Jeśli miałabym teraz wybierać, to chętnie bym tutaj zamieszkała. Zaczynało mi tego wszystkiego brakować, odczuwałam pustkę. Mieszkając ze Stellą nie żyłam w pełni tak, jak chciałam. Musiałam dostosować się do niej, do tego za kilka tygodni zaczynały mi się studia, co jeszcze bardziej zniechęcało mnie do mieszkania w York, poza tym wtedy to już zapewne nie będę miała kompletnie wolnego czasu. Na tygodniu praca, by dokładać się do czynszu oraz na studia, w weekendy nauka, aż nie chce mi się o tym myśleć! Chętnie zamknęłabym się w przezroczystej kapsule i pozostała tu do końca swojego życia!
Alice przyniosła po chwili zaparzoną herbatę i teraz z nią rozpoczęłam długą rozmowę.
Obiecała, że pieniądze za pierwszych kilka miesięcy da mi jeszcze dziś, więc mogłam spokojnie odetchnąć z ulgą. Jeśli dzisiaj mi je podrzuci, to jutro będę mogła bez żadnych przeszkód wyjechać z samego rana do York.
Przez te wszystkie wspomnienia zapomniałam powiedzieć jej o treningu, na który się wybieram!
- Alice, mogłabym za godzinę wyjść na spotkanie z przyjaciółmi?
Rozumiem, że przyjechałam tutaj, by zabrać jedynie swoje rzeczy i odwiedzić przyjaciółkę, więc nie powinnam wychodzić, ale z Kanonierami mimo wszystko musiałam się spotkać!
- No jasne! Ja właśnie zapomniałam Ci powiedzieć, że sama muszę wyjść, by porozmawiać z szefową.- Upiła łyk kawy.

Miałam pojawić się na treningu, ale wątpiłam, że to byłby idealny pomysł. Tam na pewno zauważyłby mnie Aaron, a to miałoby negatywne skutki.
Mimo wszystko postanowiłam pojechać pod centrum treningowe. Tam zaszyłam się w niewielkim budynku, służącym do przeprowadzania konferencji, spotkań sztabów fotograficznych i treningowych. Tutaj na pewno nikt z piłkarzy londyńskiego klubu na pewno mnie nie zauważy, jedynie Kieran wie, że tutaj jestem, ale do niego mam 100% zaufanie, więc jestem przekonana, że nic nikomu na razie nie powie.
Gdybym przed zajęciami na swojej drodze spotkała The Ox'a  zapewne miałabym przechlapane. On powiadomiłby Walijczyka o mojej obecności, a wtedy rozpoczęłaby się akcja pt. "Poszukujemy Kate".
Patrzyłam przez niewielkie okienko na ich zajęcia. To mi w zupełności wystarczyło, choć oczywiście lepiej byłoby stąpać po boisku i wymieniać się uśmiechami i spojrzeniami z wszystkimi.
Mimo wszystko cieszyłam się, że w końcu mogę ujrzeć te radosne i szczęśliwe buźki!
Po zakończeniu treningu, napisałam sms'a Kieranowi, że jestem w budynku obok sali treningowej. Tam już po kilku minutach pojawiła się cała gromadka piłkarzy.
Wszyscy niezmiernie ucieszyli się na mój widok, co można było wywnioskować po ich głośnym krzyku i pisku, z którego od raz zaczęłam się śmiać. Wpadliśmy sobie wszyscy w ramiona i z czułością przywitaliśmy się. Każdy powtarzał mi, że ogromnie się za mnie stęsknił i zrobiłby wszystko, by zatrzymać mnie tutaj jak najdłużej. Alex oczywiście chciał już wykręcać numer do brązowookiego, gdyż według niego był to 'wprost idealny moment na powrócenie do siebie', całe szczęście w ostatniej sekundzie od tego powstrzymała go  reszta. Dobrze, że to zrobili, bo później nie chciałabym mieć go na sumieniu.

Pozwoliłam chłopakom iść wziąć szybki prysznic, a sama w spokoju dokończyłam pić zamówiony sok.
Atmosfera tego miejsca jak i obecność kadry Arsenalu wzbudziła we mnie jeszcze większe wspomnienia i emocje z nimi związane. Ile ja bym dała, by rozpocząć tutaj całkiem nowe życie i od początku zacząć znajomość z Aaronem i resztą Kanonierów, znów być szczęśliwą dziewczyną, tryskającą radością i żyjącą pełnią życia.
Teraz nie czułam się wyjątkowo radosna. Od pobytu w Dubaju zmieniłam się. Stałam się poważniejszą osobą, całkiem inaczej patrzącą na świat.
Zrezygnowałam z rozrywek, spotkań, różnorakich przyjemności. Wieczory spędzałam w osamotnieniu. Nie mam nawet chęci gdzieś wyruszyć, nawet ze Stellą, która niekiedy namawia mnie na chwilę zapomnienia.
Przyznam, że czasem trudno jest mi zaakceptować moje zmiany, gdyż nie dochodzi to do mnie, że w tak szybkim czasie zdołałam się zmienić. Zmiany te mają jedynie jeden plus, mogę słusznie podejmować decyzje, których w późniejszym czasie nie będę gorzko żałować.

W niewielkim pomieszczeniu natknęłam się na samego bossa, który był nieco zdziwiony moją obecnością, ale oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Przytuliliśmy się na przywitanie, po czym zaczął mi opowiadać o różnych nowościach w klubie, dotąd aż nie pojawili się chłopcy.
Kiedy w końcu wyszli spod prysznica i w czystych ubraniach pojawili się w sali, uzgodniliśmy gdzie mamy się wybrać.
Chłopcy doskonale wiedzieli czego potrzebowałam. Już zapomniałam jak pachnie stolica, i właśnie dlatego pragnęli zrobić wszystko, bym znowu zasmakowała uroku tego miasta.
Wycieczka po Hyde Parku, London Eye i Tower Bridge jeszcze bardziej rozpaliła we mnie chęć ponownego tutaj zamieszkania. Przyznam, że myślałam nawet, by przenieść swoje papiery z Uniwersytetu w York do jakiegoś Uniwersytetu w Londynie, ale szybko wybiłam sobie ten pomysł z głowy. Nie mogłam tego zrobić.
- Już dawno nie byłem na London Eye..- Westchnął Theo, kurczowo ściskając metalową barierkę.
Panorama Londynu była wprost przecudowna! Dalej można było poczuć smak zwycięstwa, unoszący się w powietrzu, po zakończonych niedawno Igrzyskach Olimpijskich.
Brytyjczycy zdobyli wiele pucharów, co niezmiernie cieszyło całą Wielką Brytanię.

W Hyde Parku zrobiliśmy sobie mini sesję zdjęciową. Gibbs wziął nawet lustrzankę, więc można było uznać nasze fotografie za jak najbardziej profesjonalne. Musiałam je oczywiście wywołać, by później mieć niezwykłą pamiątkę i często wracać do tych przecudownych chwil.

*** 

Od Autora:
Korzystamy z czasu wolnego i dodajemy świeże odcinki!
Jeszcze trochę, a będziemy powoli przybliżać się do końcówki tego opowiadania.
Po skończeniu, mam zamiar ruszyć z całkiem nową historią.
W mojej głowie oczywiście pojawiło się wiele nowych planów i zmian, z których nie wiem czy będziecie zadowolone.
Miałam pisać o Kanonierach, ale długo nad tym myślałam. Pierwszoplanowymi bohaterami mieli być Aaron wraz z Kate, tak jak tutaj, ale miałam stracha, że nie wyjdzie mi stworzenie całkiem innej historii z tymi samymi osobami. Postanowiłam więc zamiast Aarona dać Edena Hazarda (jakby coś nie stałam się szaleńczą fanką Chelsea). Lubię tego zawodnika, więc spróbuję stworzyć coś z nim. Jeśli nie wyjdzie, będę robić kolejne zmiany.
Na koniec życzę wam  Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
Pozdrawiam ;**


Rozdział 6.

Wszystko szło zgodnie z planem.
Doskonale wiedziałam, że Aaron lubi pomagać takim osobom jak ja, nie wiedział jednak, że to jest zwykły podstęp.
Przemyślałam sobie to wszystko i uknułam niezły plan, by pozbawić go nieco majątku.
Kiedy udawało mi się wydębić od niego jakąś kasę, uciekałam do swojego prawdziwego domu, na obrzeżach Londynu i tam pieczę nad forsą przejmował mój narzeczony- Scott.
Kiedy wracałam do Ramseya, tłumaczyłam się, że byłam opłacić szkołę.
Oczywiście wierzył mi.
Nigdy nie wiedziałam, jak długo to wszystko będzie się ciągnąć, bowiem przeczuwałam, że Aaron wcale nie jest takim pustym człowiekiem i prędzej, czy później o wszystkim się dowie.
Pewnego wieczoru Walijczyk zaprosił mnie na kolację do pobliskiej restauracji.
Oczywiście nie zrezygnowałam, bowiem to była kolejna dobra okazja, by poprosić o kilka banknotów.
Było przecudownie! Dopiero teraz dostrzegłam, że brązowooki jest prawdziwym dżentelmenem, który dba o kobietę!
Tamtego dnia do głowy wpadł mi równie świetny pomysł.
Przecież mogłabym uwieść tego niewinnego piłkarza, a wtedy stałabym się tak samo sławną osobą jak i on. W wielu plotkarskich magazynach piszą o dziewczynach piłkarzy, więc i ja miałam na to szansę.
Wtedy chodziłabym na wszystkie gale sportowe, udzielałabym wywiadów.. sama byłabym gwiazdą!
To był wprost idealny pomysł, ale musiałam przedyskutować go ze Scottem, który zapewne nie byłby zadowolony, gdyby zobaczył mnie w jakiejś gazecie przy boku Walijczyka.
Wszystko jednak poszło z gładkością. Opowiedziałam mu, że jego również mogłabym wkręcić w "życie moje i Aarona" jako mojego brata, czy też ochroniarza, a wtedy byśmy oboje mieli zapewniony byt w świecie fleszów. Scottowi nie przeszkadzał ten pomysł i zgodził się, w końcu oboje potrzebowaliśmy większej sumy pieniędzy.
Wracając do kolacji, to spędziliśmy ją w bardzo przyjemnej atmosferze. Powoli zaczynałam dostrzegać, że Aaron patrzy się na mnie inaczej niż zwykle.
Podobało mi się to.
Kiedy wracaliśmy do jego mieszkania, skradł mi  całusa.
Nie powiem, ale to było piękne!
Kiedy wróciliśmy do domu też było magicznie, przyznam, że od teraz dostawałam to wszystko, o czym marzyłam.

Wszystko szło zgodnie z moim planem, ale do czasu.
Korzystając z okazji, że Ramsey jest na treningu i nie ma nikogo w domu, postanowiłam przeszukać kilka szuflad, by znaleźć trochę pieniędzy. Wiedziałam, że to kiepski pomysł, bo tacy zawodnicy na pewno nie trzymają swoich zarobków w domu, tylko od razu przenoszone są do banku, ale mimo wszystko postanowiłam spróbować.
Przez ostatnie tygodnie nie dostawałam praktycznie wcale pieniędzy, co mocno wpieniało mojego narzeczonego, więc kiedy nie znalazłam kasy, musiałam sprzedać kilka jego kosztownych rzeczy. I właśnie wtedy się przyłapałam.
Aaron siedział w salonie ze swoim kolegą i oglądał jakiś film, ja skorzystałam z okazji i przeszukałam sypialnię na górze. Udało mi się schwytać jego trzy cenne zegarki.
Kiedy schodziłam na dół, na moją nieuwagę jeden z zegarków wypadł mi z kieszeni spodni.
Oczywiście przyjaciel Walijczyka od razu do mnie podbiegł i przejrzał wszystko.
Chwilę później do nas zaczął zbliżać się Aaron.
- Kieran, weź się uspokój.. - Usłyszałam jego głos.
Wiedziałam, że chce mnie bronić, mimo wszystko cholernie bałam się faktu.
Wtedy będę musiała oddać mu wszystkie pieniądze, bo zrozumie, że nie poszły na żadną szkołę..

Ramsey nie wierzył własnym oczom co się wydarzyło..
Broniłam się jak mogłam, że to tylko jeden zegarek, ale jak nazłość po chwili z kieszeni wypadł drugi, a potem trzeci. Przyznam, że to chyba był najbardziej niezręczny moment w moim życiu, nie tylko Aaron zawiódł się na mnie, ale również ja na sobie.
Było mi cholernie wstyd, jak myślałam, że oszukałam takiego chłopaka jak on.
Po krótkiej chwili nie wytrzymałam i powiedziałam mu całą prawdę.
Nie chciałam by przeze mnie cierpiał.
Zrobił tak wiele dla mnie, a ja go oszukałam. Ma naprawdę wielkie serce i nie chcę, by cierpiał przez taką dziewczynę jak ja, bez żadnej przyszłości..
Jeszcze tego samego dnia spakowałam swoje rzeczy i oddałam mu wszystkie pieniądze, które mi dał.
Obiecałam mu, że już nigdy więcej nie pojawię się w jego życiu.


***

Ucieszyłam się, kiedy Alice chciała zamieszkać w moim mieszkaniu w Londynie!
W końcu nie będzie stał pusty i czekał na mój powrót, który zapewne już by nie nastąpił, ale wolałam mieć go tak na zaś, przecież nikt nie wie jak kiedyś się w życiu ułoży.
Oczywiście musiałam pojechać do stolicy i zabrać resztę swoich rzeczy, by moja przyjaciółka mogła spokojnie rozpakować swoje rzeczy.
Pozwoliłam jej nawet zrobić niewielkie przemeblowanie, ale ta nie zgodziła się, bowiem uważała, że wszystko wygląda pięknie.
Jeśli chodzi o wyjazd, to nie miałam zbyt dużej ochoty, by pojawić się na tamtej ziemi.
Wspomnienia znowu by wróciły, a najgorzej byłoby, gdybym go spotkała.
Wtedy to chyba musiałabym regenerować swoje myśli od początku, bo przyznam, że z trudem dochodziłam do siebie po naszym zerwaniu.
Miewałam straszne sny, które brałam na poważnie i bywały takie dnie, gdzie bałam się nawet zasnąć.
Oczywiście Stella starała się jak mogła i pomagała mi. Obie przechodziłyśmy trudny okres, jej umarli rodzice, ja straciłam chłopaka. Wspierałyśmy się jak mogłyśmy i to pomogło nam odbudować naszą przyjaźń.
Kiedy dotarłam do Londynu  moim oczom ukazał się Kieran.
Aż świeczki zapaliły mi się w oczach, kiedy mnie zauważył!
Z początku myślałam, że to Aaron (aż tak podobni do siebie to chyba oni nie są), ale nie widziałam go zbyt dobrze i miałam takie przypuszczenia.
Wpadliśmy sobie w ramiona i staliśmy tak w uścisku przez dobre kilka minut.
Zagroziłam mu, że jeśli powie Ramseyowi, że tutaj jestem, to nie wróci w najbliższym czasie na boisko.
Ten był jednak trochę nabuzowany i stwierdziłam, że nie słucha mnie z dokładnością.
Zanim skoczyłam po resztę rzeczy do Alice, to razem z Gibbsem znaleźliśmy się w pobliskiej kawiarence, i przy latte, opowiadaliśmy sobie wszystkie historie z przeszło kilku miesięcy, było ich naprawdę wiele!
Ale kiedy pytałam się go, dlaczego jest taki podenerwowany, to zawsze zmieniał temat.
Przeczuwałam, że to miało jakiś związek z Aaronem.

***
Od Autora:
Witajcie!
Miał tutaj znaleźć się całkiem inny odcinek, którego już nawet napisałam, ale stwierdziłam, że jest on kompletnie bez sensu i postanowiłam napisać nowy, który praktycznie nie różni się od poprzedniego. Może jedynie początek.
Tak bardzo nie chciałyście, żeby Jade namieszała Aaronowi w głowie, także postanowiłam 'wyrzucić' ją z opowiadania. Nie wiem czy postąpiłam zgodnie z moim planem, czy nie, ale chyba zrobiłam dobrze xd
Przepraszam za jakiekolwiek błędy/literówki etc. ale nie miałam już siły by to sprawdzić.
Pozdrawiam ;**








Rozdział 5.

Zrobiłem jej gorącej herbaty i zaniosłem do salonu gdzie teraz siedziała, otulona ciepłym kocem.
- Nie mogłaś po prostu powiedzieć, że nie masz gdzie mieszkać?- Spytałem, siadając obok niej.
- Łatwo Ci mówić.. Ty też pewnie nie chciałbyś rozmawiać o tym z osobą, której praktycznie nie znasz.- Rzuciła, pusto patrząc się na ścianę, przyozdobioną fotografiami z mojego klubu i Kate.
Wstydziła się tego. Wstydziła się faktu, że nie ma domu i oparcia.
- Aaron.- Po krótkiej chwili podałem jej dłoń.
Wcześniej mnie nie znała, teraz już tak.
- Jade.- Odwzajemniła uścisk dłoni, po czym upiła łyk gorącej herbaty.
Przyglądałem się jej uważnie przez chwilę i z oczu odczytałem, że jest bardzo nieszczęśliwa.
Zresztą kto by nie był, gdyby ktoś stracił dach nad głową..
- No górze przygotowałem Ci pokój, a teraz wybacz muszę jechać na trening do klubu, widzimy się za dwie godziny tutaj w salonie, żadnych ucieczek, jasne?- Wstałem i wskazałem na schody, znajdujące się po drugiej stronie.
Dziewczyna przytaknęła na moje słowa i przeniosła się do swojej nowej sypialni, ja natomiast zapakowałem do torby najpotrzebniejsze rzeczy i opuściłem dom.
Nie byłem do końca pewien, czy dobrze postąpiłem, zostawiając ją samą w moim mieszkaniu. Nie znałem jej zbyt dobrze, więc nie miałem pewności, że czegoś nie wywinie.
Mimo wszystko za późno było na jakiekolwiek przemyślenia, co z nią zrobić. Trening rozpoczynał mi się za pół godziny, więc i tak pewnie będę o kilka minut spóźniony, zanim przepcham się przez ten ogromny korek, który o tej porze dnia jest zdecydowanie najdłuższy.

Przywitałem się z przyjaciółmi, którzy oddalili się nieco ode mnie po tej całej akcji z Kate.
Nie rozumiałem, dlaczego nasze 'zerwanie' (jeśli tak mogłem to nazwać) miało jakikolwiek wpływ na moje kontakty z innymi Kanonierami. Rozumiem, że to ja postąpiłem źle, ale przecież nie zamierzają 'wyrzucić mnie z grupy' tylko i wyłącznie z tego powodu..
Rzuciłem ciche 'cześć' w stronę wszystkich i wyciągnąłem koszulkę treningową, by móc się przebrać.
Tylko kilka osób odpowiedziało na moje przywitanie, reszta w szybkim tempie ulotniła się na boisko, co bardzo mnie uraziło.
Nie rozumiałem ich, nie rozumiałem już tej całej sytuacji. Od tamtego czasu wszystko układa się inaczej niż powinno.
Ciężko jest mi zaakceptować takie zmiany, bowiem przez nie cierpię. Staram się powrócić do normalnego życia, jednak nie udaje mi się to.
Już dawno dotarło do mnie, że funkcjonowanie bez Kate, nie można nazwać funkcjonowaniem. Brakuje mi jej, a przez to całe moje życie lega w gruzach. Jestem na straconej pozycji i wątpię, żebym w szybkim czasie odbudował swoje uczucia, a wiem że jeśli tego nie zrobię, będę miał strasznie braki, ba już mam, widać to po mojej grze.. Jeszcze kilka miesięcy takiej postawy i pewnie wyląduję w jakimś 3-ligowcu.
Jedynie Kieran podtrzymywał mnie na duchu i wspierał. Myślałem, że to Walcott będzie tym, który jako pierwszy wesprze mnie w tej całej sytuacji, ale to właśnie on się ode mnie odwrócił. Zabolało mnie to najbardziej, bo wcześniej był moim najlepszym kumplem, nie spodziewałem się tego po nim. Zawsze trzymaliśmy się razem, a teraz? Teraz wynika, że był fałszywym przyjacielem..

Po zakończonym treningu obiecałem Gibbsowi wypad do baru. Byłem trochę podenerwowany, bowiem przypomniał mi, że muszę oddać mu płyty z filmami, które pożyczyłem od niego kilka dni temu.
Chciałem uniknąć jego spotkania z Jade. Wtedy pewnie straciłbym i jego. Na pewno nie uwierzyłby w słowa, że Jade to dziewczyna, którą przygarnąłem do siebie, bo nie ma domu.
- Nie jutro, bo muszę oddać je mojemu przyjacielowi, który przelotem jest w Londynie! - Odpowiedział, na moje pytanie, które zadałem, by uniknąć komplikacji.
Myślałem nad tym, by zmusić go do poczekania na zewnątrz. Zabranie płyt z biurka nie zajęłoby mi przecież długiej ilości czasu.
- I przy okazji obczaję tą twoją starą plazmę, bo rodzice wspominali, że chcą ją kupić.- Dodał po kilku sekundach, tym samym psując mój znakomity plan.
No cóż.. byłem skazany na pójście z nim do mojego domu.
To było niewyobrażalne, jak się wtedy bałem.
Jeszcze nigdy nie odczuwałem takiego stresu, kiedy przyprowadzałem kumpla do swojego mieszkania.
Doskonale wiedziałem, że będzie miał swoje 'ale' co do tej dziewczyny i jej nowego miejsca zamieszkania.
Ale cóż mogłem poradzić? Ja również walnąłbym mu kazanie, gdyby przyprowadził całkiem obcą dziewczynę do swojego domu, kilka dni po rozstaniu ze swoją ukochaną.
Zacisnąłem kurczowo pięści i z wielką pustką w głowie zaprowadziłem Kierana do domu.
Byłem pewien, że dziewczyna teraz śpi, bo przed treningiem poszła na górę, więc jeśli to była prawda, uniknąłbym przypału.
Jak na złość, wszystko wyszło na odwrót.
Już od samego wejścia mogliśmy usłyszeć jej głos, bowiem nuciła pod nosem jakąś piosenkę.
Przekląłem pod nosem, a Gibbs zaczął już mieć swoje podejrzenia.
Kiedy pobiegł w kierunku kuchni, skąd dobiegał dźwięk, myślałem, że zapadnę się pod ziemię.
Jeszcze gorsze uczucie nastąpiło, kiedy wykrzyczał na cały głos imię 'Kate', bowiem myślał, że to ona, a potem cofną się o kilka kroków do tyłu i spojrzał na mnie ze zdziwieniem a zarazem złością.
Obiecałem wyjaśnić mu to wszystko na zewnątrz.
Lekko rozgoryczony tym całym zajściem kazałem Anglikowi pójść do salonu i chwycić odpowiednią płytę, sam zaś powiadomiłem Jade o tym, że za chwilę wychodzę.
- Aaron.. Ja nie chcę psuć twojej przyjaźni. Widzę, że coś jest nie tak, że w grę wchodzi jakaś Kate. Ja naprawdę nie chcę zaszkodzić twoim znajomościom, dzisiaj stąd zniknę..- Powiedziała lekko załamana.
- Nie waż się nawet tego robić, pogadamy jak wrócę, okej?- Spytałem, spoglądając w jej oczy.
Ta przytaknęła tylko na moje słowa i powróciła do zaparzania herbaty, ja natomiast bez pożegnania opuściłem kuchnię i wspólnie z moim przyjacielem wyszliśmy z domu.

- Stary, weź mnie nie dołuj! Co ty odpieprzasz?! Co z Kate?! No, co z nią?!- Popchnął mnie lekko za ramię.
Spojrzałem na niego z lekkim oburzeniem.
- Ta dziewczyna, to Jade.. straciła dach nad głową.- Próbowałem mu wytłumaczyć.
- Nie interesuje mnie to jak się nazywa, ani z jakich powodów u Ciebie przebywa. Wchodzisz w jakieś bagno! Już zapomniałeś o Kate? O waszym uczuciu? Nie zależy Ci na tym, by zawalczyć o odbudowę waszego związku?!- Z jego ust padały obelgi w moją stronę. Spodziewałem się tego.
- Ty nawet nie wiesz co jej się przytrafiło.. Musiałem jej jakoś pomóc.- Odpowiedziałem, z lekką ironią.
Byłem już naprawdę rozwścieczony.
- Akurat, bo tylko ty mieszkasz w Londynie i to jest twój obowiązek, by ją przygarnąć. Przez to całkiem zrujnujesz sobie życie. Do mieszkania Kate przeprowadziła się jej przyjaciółka, Alice. Na pewno ją kojarzysz. Jeśli zobaczy was razem i powie wszystko brunetce, nie licz na to, że będzie istniała jakakolwiek szansa, żebyście jeszcze byli razem.
- I tak nie będziemy.. .- Dodałem ściszonym głosem, bowiem wiedziałem, że nie powinienem tego mówić.
Zobaczyłem tylko bezczelny wzrok Kierana, a później poczułem jego pięść na mojej twarzy.
Przyznam, że nie spodziewałem się tego po nim.
- Ja na twoim miejscu, każdego dnia dobijałbym się do domu Kate. Dziewczyna dużo dla Ciebie zrobiła, uchroniła Cię przed uderzeniem sodówki do głowy, nie pamiętasz jak poświęcała Ci każdą chwilę, przez co później straciła swoją pracę?! Pomyśl trochę nad tym co mówisz. I zacznij działać, bo czas Ci ucieka.
Po tych słowach widziałem, jak ze złością odwraca się w drugą stronę i szybkim krokiem odchodzi w stronę swojego mieszkania.


***

Od Autora:
Witajcie! Przynajmniej w długi weekend znalazłam czas, by dodać coś nowego na moje blogi.
Przyznam, że nie zaplanowałam takiej akcji. Z początku to wszystko miało potoczyć się całkiem inaczej, ale chcę kilka odcinków trzymać w napiętej sytuacji.
Jeśli mam jakieś zaległości u was to piszcie, bo ostatnio nie miałam czasu, by regularnie zaglądać na wasze blogi.
Dodatkowo chciałam prosić was o radę.
A więc: Obmyśliłam już treść nowego bloga, tylko nie wiem jakich wybrać bohaterów. Chciałam stworzyć coś znowu z Kanonierami, ale ostatnio naszła mnie chęć pisania na podstawie osób realistycznych, w sensie zwykłych ludzi, nie piłkarzy, innych gwiazd. Jestem w kropce, dlatego też proszę o waszą opinię. Piszcie w komentarzach wasze propozycje!
Do następnego ;**



Rozdział 4


- Czego chcesz?- Rzuciła, dalej łkając.
Zlustrowałem ją moim zaciekawionym wzrokiem i nic nie odpowiedziałem na jej słowa.
Próbowałem w mojej głowie złożyć jakieś spójne, logiczne zdanie, które wyjaśniałoby moje zainteresowanie nią.
- Widzisz.. nie jesteś sama z problemami. Po twoich łzach widać, że cierpisz.- Odpowiedziałem pokrótce, tym samym gryząc się w język. Brawo, Ramsey, jesteś naprawdę inteligentnym stworzeniem.
Ze zdziwionym wzrokiem wpatrywała się w moją twarz. Nie wiem czy była zaskoczona moimi słowami lub  faktem, że mimo wszystko zainteresowałem się nią, czy też patrzyła się na mnie w ironiczny sposób.
Miała dziwne spojrzenie. Z jej oczu niczego nie można było odkryć. Ukrywała swoje uczucia i szło jej to całkiem nieźle.
- Czy ty nie masz nic innego do roboty? Myślisz, że obecność takiej obcej osoby jak ty, polepszy mi humor? Jeśli tak, to możesz już iść, adios.- Odpowiedziała z lekkim sarkazmem.
Wstałem z ławki, jednak nie ruszyłem w dalszą drogę.
Przykucnąłem obok niej i głęboko zatopiłem swoje oczy w jej twarz.
Szybko otarła pojedynczą łzę, która spływała po jej lewym policzku i odwróciła wzrok.
- Możesz już iść? Czekam na..
-Na nikogo nie czekasz. Gdybyś miała na kogoś czekać, z twoich oczu nie spływałyby gorzkie łzy.- Wzrok przerzuciłem na jej bagaż, który położony był obok niej.
Po mojej głowie chodziły teraz różne myśli.
Czyżby ktoś wyrzucił ją z domu?
Brunetka wybuchła gromkim płaczem, widząc jak wodzę po jej czarnej walizce.
Najprawdopodobniej była zmuszona opuścić miejsce swojego zamieszkania.
- Chodź.- Chwyciłem jej bagaż i prawą rękę, by się nie poddała.
Z początku słyszałem jej protesty, jednak nie pozwoliłem jej uciec.
Prowadziłem ją przez alejkę do mojego mieszkania. Nie wdawaliśmy się w żadną konwersację.
Dziewczyna była chyba nadmiar przerażona, bo strasznie się telepała, jednak nie powinna się denerwować, przecież bym jej nie zranił.
Kilkakrotnie uspokajałem ją, jednak nie słuchała moich słów. Odwracała głowę w drugą stronę i udawała, że mnie nie słyszy.
Nie przejmowałem się jej zachowaniem. Musiało być jej naprawdę ciężko, tak samo jak i mi. Ja próbowałem jej pomóc, ona mogłaby pomóc mnie..
- Potrzymasz? Muszę poszukać kluczy.- Odezwałem się do niej, kiedy byliśmy przy moim mieszkaniu.
Przytaknęła i chwyciła wielką torbę.
Kiedy odwróciłem się, by zaprosić ją do środka, jej już nie było. Uciekła. Widziałem jak zakręca w niewielką uliczkę.
Pokręciłem przecząco głową i dygocząc się z zimna wszedłem do ciepłego mieszkania.
Nikogo już nie obchodzę. Dla wszystkich jestem nikim..
Skierowałem się do salonu i z barku wyjąłem nową butelkę whisky.
Nie miałem już ochoty wracać się do pubu, zatapianie swoich smutków w alkoholu może być lepsze we własnym mieszkaniu, niż w zatłoczonym pomieszczeniu przesiąkniętym zapachem papierosów.
Usiadłem na kanapie i wlałem odrobinę cieczy do kryształowej szklanki, by już po chwili móc delektować się ostrym smakiem napoju.

***
Studia w York? Czemu nie?
Są tylko dwa uniwersytety, miasto nie takie duże, więc i łatwiej mi się będzie dostać z moimi wynikami.
Kilka dni temu rozmawiałam ze Stellą o tym wszystkim i powiedziała, że z chęcią bym mogła z nią zamieszkać.
Mieszkanie wynajmuje jak na razie sama, bo Brian wyjechał do Machesteru na jakieś kursy i wróci dopiero za kilka miesięcy, więc miałybyśmy wielki dom po jej ciotce tylko i wyłącznie dla nas.
Zdziwiłam się, że mieszka sama w tym wielkim mieszkaniu, ale jak się okazało, jej rodzice zginęli kilka miesięcy temu w wypadku samochodowym.
Było mi smutno, że nie poinformowała mnie o tym wcześniej. Pewnie myślała, że oddaliłam się od niej i nie jesteśmy już przyjaciółkami.
Wiem.. to był mój błąd, zaniedbałam nasze kontakty. Obiecałam jej, że będziemy odzywać się do siebie, pisać maile, dzwonić, spotykać w każdej możliwej chwili, ale plany się pokrzyżowały.
Mam nadzieję, że teraz nadrobimy ten stracony czas i odbudujemy naszą przyjaźń na nowo.
Spakowałam moje wszystkie rzeczy późnym wieczorem i już z samego rana mogłam ruszyć pociągiem na północ. Daleko z Sheffield nie miałam, więc spokojnie w dwie/ trzy godziny wyrobiłabym się na pewno.
Cholernie stęskniłam się za moją przyjaciółką.
Przynajmniej będę mogła odciągnąć od siebie myśli o Walijczyku, które ostatnio po prostu mnie przerastają.
Od momentu kiedy go zobaczyłam, zaczęłam strasznie tęsknić. Brakuje mi go i to bardzo.
Siedzenie ciągle w domu i rozmyślanie nad tym, co stało się kilka tygodni temu jest wprost udręką.
Czuję się jakby spadła na mnie jakaś klątwa, fatum. Nic mi się nie udaje, ostatnio wszystko się wali.
Nie mam już kompletnie nic. Rodzice też traktują mnie chłodno i dystansem. Tracę ich, tracę moje ukochane osoby, bez których nie byłabym teraz tutaj.. Nie mogę już na nikim polegać, wszyscy się ode mnie odtrącili.
Całe szczęście, że Stella okazała się moją prawdziwą przyjaciółką, która nie odeszła ode mnie tylko przygarnęła mnie do siebie. Nie wiem jak jej to wynagrodzę..
Podsunęłam walizki bliżej szafki, by móc dostać się do łóżka. Za kilka dni będę w drodze tak jakby do nowego świata, do świata, który odmieni moje życie.
**
Obudziłem się wcześnie, a dzisiaj mieliśmy wolny dzień. Przetarłem dłonią moje zaspane oczy, a kiedy uniosłem swoją sylwetkę w mojej głowie pojawił się ostry, przeszywający ból. Dopiero po krótkiej chwili przypomniałem sobie, dlaczego miewam takie zawahanie.
Nałożyłem długie, szare dresy i zieloną koszulkę. Na zewnątrz było bardzo ponuro, zresztą jak zwykle.
Postanowiłem wyjść na dwór, by móc się nieco odświeżyć i przebiegnąć jakiś kilometr lub dwa, by poczuć się lepiej.
Kiedy wychodziłem z mojego domu, mój wzrok przykuła ta sama dziewczyna, którą zobaczyłem wczoraj na ławeczce.
- Dlaczego nie weszłaś do domu?- Chwyciłem ją za ramię.
Wzdrygnęła się lekko, po czym wstała z zimnych schodów.
- Nie chciałam Cię budzić..- Odrzekła, cichym głosem.
- Chodź.. Nie pozwolę, by od dziś twoim domem były schody, pusta ławka, czy nawet most.- Odpowiedziałem całkiem poważnie i otworzyłem wejściowe drzwi.
Muszę jej pomóc. Nie chcę, by cierpiała jak ja.


***
Od Autora:
Tej laski miało tu nie być, ale cała historia bez takich akcji byłaby trochę słaba i nudna, więc musiałam coś wymyślić.
Za dużo dialogów, ale ostatnio nie mogę się skupić nad opisami i nie wychodzą mi perfekcyjnie, więc na siłę nie próbuję.
Pozostaje mi tylko podziękować wam wszystkich za to, że jesteście ze mną i wspieracie mnie w pisaniu, gdyby nie wy, ten blog pewnie byłby już dawno odrzucony daleko w kąt i nie skończyłabym nawet pierwszej serii!
Dziękuję! x





Rozdział 3

- Byłeś u niej?- Theo usiadł na rogu mojego łóżka.
-Tak, zamknęła przede mną drzwi.- Patrzyłem pusto w ścianę i udawałem obojętność.
Ciężko było mi rozmawiać z moim przyjacielem o  związku z Kate, on nigdy nie przeżył takiej historii i zapewne nigdy nie przeżyje. Melanie już od samego początku była mu pisana i od pierwszego swojego spotkania traktują swoją znajomość poważnie, co pogłębia ich relacje.
Każdy mówił to samo również i o nas, ale musiały pojawić się moje dawne koleżanki z Walii.
Gdyby nie one, pewnie wszystko byłoby w jak najlepszym porządku i dopiero teraz wrócilibyśmy w pełni szczęśliwi z Dubaju.
- I dlatego masz zamiar się poddać? Gdzie jest ten dawny Ramsey, który dosłownie rok temu walczył o jej serce? Nie pamiętasz jak z Jack'iem urwałeś się z ważnego treningu, by pojechać do Sheffiled?- Walcott coraz bardziej denerwował mnie swoimi pytaniami.
Z drugiej strony miał rację. Wtedy nie poddawałem się, tylko dążyłem do wytyczonego przeze mnie celu, udało się. Teraz też może się udać, ale nie można mylić atmosfery, jaka pomiędzy nami występowała. Wtedy oboje do siebie coś czuliśmy. Nasze rozmowy przed jej wyjazdem, wspólnie spędzane chwile, gdzie napajaliśmy się swoją obecnością, byliśmy do siebie bardzo zbliżeni, dlatego, kiedy udałem się do jej rodzinnego domu, to wpadliśmy sobie z utęsknieniem w ramiona i obiecaliśmy sobie, że już nigdy siebie nie opuścimy..
Teraz na pewno tak nie będzie. Znam Kate i tak po prostu mi nie wybaczy, łatwo jest ją zranić, a każda rana jest dla niej okropnym ciosem.
- Myślisz, że teraz nie walczę? Byłem u niej! Zamknęła mi drzwi pod nosem, uciekła, nie chce mnie znać, nie dociera to do Ciebie?!- Krzyknąłem, kiedy jego słowa sprawiły, że byłem już u swojego kresu.
Anglik pokręcił tylko przecząco głową, po czym wstał i skierował się do wyjścia.
- Nie zapomnij, że za dwie godziny masz samolot do Manchesteru na zgrupowanie przed meczem.- Dodał, zamykając drzwi pokoju.
Burknąłem pod nosem, że chyba interesuję się swoją grą i wiem, kiedy mam zgrupowania, po czym chwyciłem jedną z mniejszych poduszek i rzuciłem nią w już zamknięte drzwi.
Ta krótka bezsensowna rozmowa z Theo bardzo mnie zdenerwowała. Rozumiem, że chce mi pomóc, ale ja nie lubię, kiedy ktoś wtrąca się w nieswoje sprawy.
To jest moje życie i to są moje decyzje, nikogo innego.

 Zapakowałem ostatnie rzeczy do mojej podróżnej torby i wyruszyłem na zgrupowanie kadry Wielkiej Brytanii.
Rozpoczynały się Igrzyska Olimpijskie, a ja miałem zaszczyt brać w nich udział. Razem z drużyną chciałem wywalczyć puchar, jednak doskonale wiedziałem, że będzie to trudne zadanie. Pokonać  Brazylię nie jest zbyt łatwo, do tego martwiłem się również tym, czy ogólnie dam radę psychicznie wytrzymać na meczach. Rozstanie z Kate ciągle chodziło mi po głowie i po prostu wariowałem bez niej. Przez myśli o niej, kompletnie nie mogłem skupić się na grze w kadrze, a co dopiero mówić w Premier League, gdzie niedługo rozpoczyna się nowy sezon.
Nie chciałem 'grzać ławy', jak to się zwykle mówi. Chciałem pokazać, że odnowiłem się po kontuzji i stałem się jeszcze lepszym zawodnikiem.
Na treningach dawałem z siebie wszystko, jednak trenerzy ciągle powtarzali mi, że mogłoby być lepiej. Gdyby oni mieli podobną sytuację do mojej, również nie dawaliby rady połączyć cierpienia prywatnego z pracą. Zwykle, kiedy mieli jakieś problemy rodzinne, udawali się na urlop. Ja również mógłbym to zrobić, jednak nie chciałem. Musiałem skupić się na grze i przygotowaniach, musiałem pokazać wszystkim, że jestem twardy mentalnie i nic nie może mnie złamać.
Oczywiście czasami miewałem lekkie zawahania, co bardzo mnie niepokoiło. Nie mogłem ciągle być skoncentrowanym tylko i wyłącznie na moim uczuciowym życiu. Po tych tragicznych wydarzeniach w Dubaju, porzuciłem w kąt moją pasję i osowiały wpajałem sobie, że moje życie już nie ma sensu.
Kompletnie nie zdawałem sobie sprawy z tego, że przez to mogę być tylko na rezerwach..

***

 Igrzyska skończyły się niepowodzeniem. Przegraliśmy już w ćwierćfinale z Koreą Południową. Mecz był dla mnie niekorzystny.. Nie wykorzystałem jednego karnego, a ta szansa zdobycia gola miała dać nam przepustkę do półfinału.. O tym, kto miał przejść dalej musiały zadecydować rzuty karne. Spudłowaliśmy.
To był szok dla nas, że nie potrafiliśmy wygrać na Naszej Ziemi.
To wszystko była moja wina, nie dałem rady.. To ja byłem winny temu, że drużyna nie przeszła do półfinału.
Pamiętam łzy, które spływały jak strumyki po moim policzku. Czułem się wtedy najgorszym człowiekiem na tej ziemi. Bez żadnego słowa opuściłem stadion, nie chciałem słuchać słów trenera jak i przyjaciół. Nie potrzebowałem ich, czułem się wystarczająco źle.
 Początek sezonu w Angielskiej lidze również nie zapowiadał się obiecująco. Na  moim miejscu w pierwszym składzie pojawił się Santi Cazorla- Hiszpan, którego klub pozyskał podczas letniego okienka transferowego. To, czego obawiałem się najbardziej, było jednak prawdą. Moim nowym zajęciem było zajmowanie ławki rezerwowych. Wbiegałem na boisko tylko na dziesięć końcowych minut.
Tak było też i w meczu z Soutahmpton. Wynik spotkania był jak najbardziej korzystny, nie zawsze wygrywa się 6-1, ale mimo wszystko nie byłem zbytnio zadowolony. Jak zwykle zawaliłem kilka ważnych akcji i często traciłem piłkę.
Boss nie był zadowolony z mojego występu..
Rozmawiałem z nim przez krótką chwilę i czułem się beznadziejnie. Jego słowa przeszywały mnie na wskroś, czułem się niepotrzebny.
Trudno było mi pojąć to, że znowu zostałem zepchnięty na drugi plan. Ponad dziewięć miesięcy bez gry, potem wypożyczenia i ławka w Arsenalu. Nie tego się spodziewałem..
Czułem, że tracę grunt pod nogami. Wszystko zaczęło się walić. Związku nie będę mógł już odbudować, Kate na pewno do mnie nie wróci i niedługo zapewne znów wyląduję na wypożyczeniu, bo nie będę w pełni przygotowany do gry w pierwszym składzie. To cholernie boli..
- Nie przejmuj się, stary.- Gibbs poklepał mnie po ramieniu.
Posłałem mu jedynie obojętne spojrzenie i ruszyłem dalej.
- Dlaczego ty zawsze jesteś taki uparty? Winisz tylko siebie, a przecież zawiniła cała drużyna..- Dogonił mnie, by zacząć konwersację.
Nie odpowiedziałem mu nic, nadal błądziłem wzrokiem po żółtych liściach, które pod wpływem wiatru opadały na ziemię.
Nie miałem zamiaru rozmawiać z nim na temat meczu, byłem za bardzo roztrzęsiony tym wszystkim. Owszem, mogła zawinić cała drużyna, jednak to ja byłem najgorszym zawodnikiem na boisku..
Byłem pewny, że uda mi się zagrać jeden z lepszych meczów. Dużo trenowałem i robiłem wszystko, by odzyskać formę, jednak nie udawało mi się to.
- Tutaj nie chodzi tylko o mecz.- Odpowiedziałem po chwili, nie chcąc spławić dobrego kumpla.
Kieran nie znał historii z Kate i nie pozna. Nie chcę, by każdy wiedział o tym, że jestem pustym człowiekiem, który nie potrafi zawalczyć o osobę, na której bardzo mu zależy.
Anglik całe szczęście nie był ciekawski. Wystarczył mu sam fakt, że moje życie nabrało ostatnio szarych barw, oraz że ostatnimi czasy nic mi się nie układa.
Był typem człowieka, który nie dociekał informacji. Można mu było zaufać i zachowywał się uczciwie wobec mnie.
Porozmawiałem z nim jeszcze chwilę na temat kolejnego meczu, po czym pożegnaliśmy się. On poszedł w stronę przyjaciół z drużyny, ja natomiast skręciłem w niewielką alejkę, prowadzącą do jednego z popularniejszych pubów w Londynie.

Opustoszałą ścieżką wracałem sam do mieszkania i wtedy pojawiła się ona..
Płakała, również zatraciła kompletnie sens życia tak samo jak ja.
Usiadłem obok niej i z zaciekawieniem przyglądałem się jej twarzy. Czekałem na jej ruch.

***
Od Autora:
Odcinek pisany na szybko.
Moim zadaniem na weekend było skupienie się na tym blogu, jak widać dopięłam swego i pojawił się
rozdział 3!
Za jakiekolwiek błędy przepraszam, bowiem nie mam już siły by móc sprawdzić pisownię itp.
PS. Był ktoś na koncercie Coldplay'a? *__*



Rozdział 2.

W rodzinnym Sheffield panował totalny tłok. Zdziwiłam się, że aż tyle ludzi przepycha się na porannym bazarze, gdzie kilka miesięcy temu panowała totalna pustka.
- Rozkręć się w końcu, no!- Alice poczochrała mnie po włosach.
Uśmiechnęłam się lekko do przyjaciółki i nie zmieniwszy mojej 'zmęczonej' pozy, dalej przeciskałam się przez wir osób, by móc kupić warzywa potrzebne do obiadu.
Zostałam na kilka dni sama w mieszkaniu, bowiem rodzice musieli wyjechać do Irlandii, gdyż jakaś ciotka ze strony ojca zmarła kilka dni temu. Ja nie miałam siły, by tam podróżować, a poza tym opiekowałam się Rose, która również została.
Moja przyjaciółka przez ten czas nocowała u mnie. Wiedziałam, że Ramsey będzie mnie wszędzie szukał i na pewno przyjedzie tutaj oraz zrobi napad na mieszkanie Stelli, a ja chyba dostałabym zawału gdybym go zobaczyła w drzwiach mojego rodzinnego domu i dlatego lepiej by było, gdyby Alice była przy mnie.
- Kate, proszę Cię..
- Bla, bla, bla.- Przerwałam jej, zatykając uszy. - To nie jest miejsce do rozmawiania na takie tematy.- Dodałam i chwyciłam Rose na ręce, by się nie zgubiła.
Skierowałyśmy się w uliczkę, gdzie miałyśmy więcej przestrzeni dla siebie.
Razem z blondynką prowadziłyśmy konwersację na temat naszego życia. Wolałabym nie wspominać tutaj o Walijczyku, ale dziewczyna kompletnie była nieobeznana w moich przeżyciach i żeby dokładnie mnie zrozumiała i pomogła mi powrócić do mojego dawnego 'ja', rad nie rad musiałam opowiedzieć po raz enty całą historyjkę przebiegającą podczas naszego pobytu w Dubaju.
Mimo iż minęło już kilka dobrych tygodni od tego zajścia, za każdym razem, kiedy wymawiałam jego imię to czułam okropny ból w sercu, nigdy nie przeczuwałam, że będę aż tak cierpieć z powodu miłości.
Od samego początku wiedziałam, że tego typu uczucia nie są mi pisane i nigdy nie znajdę osoby, która będzie mnie wspierała przez całą moją życiową wędrówkę.
Owszem pojawił się brązowooki, a nasz związek był jak najbardziej poważny, ale nie jaka Kate oraz jego przyjaciółki wszystko zepsuły..

 Byłyśmy tuż przy bramce od mojego domu, kiedy Alice zauważyła jakąś postać pląsającą się pod naszym mieszkaniem.
Oczywiście, był to Aaron. Przeczuwałam, że kiedyś tutaj przyjedzie i nie myliłam się.
W mojej głowie pojawiły się jakieś dziwne szumy, a nogi nagle zmiękły i czułam jak cała robię się bezwładna.
Zakupy prawie leżały na ziemi, a moja przyjaciółka kurczowo trzymała rączkę małej brunetki i próbowała zapanować nad sytuacją.
Doskonale wiedziała, że nie mogę stanąć twarzą w twarz z Aaronem, bo będę cierpieć jeszcze bardziej, a tego nikt nie chciał.
- Aaron!- I w tym momencie pożałowałam, że Rose została ze mną w domu.
Była mała i nic nie rozumiała. Nie wiedziała, że mnie i Walijczyka już nic nie łączy, dalej myślała, że jesteśmy razem, i że to on jest jej 'najlepszym wujkiem pod słońcem'- jak to zawsze powtarzała. Cholernie była do niego przywiązana i wprost uwielbiała przebywać w jego towarzystwie, a jeszcze bardziej siedzieć na jego kolanach i opowiadać o tym, że stała się fanką Arsenalu i ogląda razem z tatą weekendowe spotkania w Premiership.
Pamiętam jak zawsze ją wtedy do siebie przytulał i lekko gładził jej delikatny policzek opuszkami swoich palców. Na samą myśl o tym kąciki moich ust nieznacznie uniosły się do góry.
- Schowaj się!- Szepnęła cicho, spoglądając w stronę zewnętrznych drzwi.
Nie miałam nawet gdzie się ukryć! Chyba nie wparuję do kogoś na posesję i nie schowam się w jakichś krzewach, pomyślą że jestem upośledzona psychicznie i mam jakieś dziwne omamy.
Blondynka odruchowo popchnęła mnie w stronę niewielkiego sklepu, za którym miałam stanąć, sama natomiast ruszyła z małą w stronę brązowookiego, który w tym momencie wychodził na chodnik.
- Gdzie Kate?- Spytał bez żadnego przywitania.
- Nie ma jej, nie widzisz?- Odpowiedziała z lekkim podenerwowaniem.
- Musi tutaj gdzieś być. Dom jest zamknięty, jej rodziców pewnie nie ma, a wątpię żeby zostawili Rose tobie pod opiekę.- Dodał z lekką ironią i rozejrzał się wokół.
Blondynka syknęła coś tylko pod nosem. Nie dobrała już żadnych odpowiednich słów tylko ominęła go i otworzyła czarną bramkę- prowadzącą do jej domu.
- Możemy porozmawiać?- Krzyknął i przybliżył się o kilka kroków.
Mimo wszystko blondynka postanowiła wpuścić go do środka, wahała się, jednak kilka minut jej nie zbawi, a dobrze wiedziała, że on jej tak szybko nie odpuści.
Przygotowała ciepłe napoje i zaprosiła do salonu.
Z dokładnością opowiedział jej wszystko, co miało miejsce w Dubaju. Również wspominał o uczuciu, jakim mnie darzył i tęsknocie za mną, która z każdym dniem była coraz to większa.

 Widząc, że Alice z małą i Aaron skierowali się do jej domu, ja w pełni bezpieczna po krótkiej chwili ruszyłam w kierunku mieszkania moich rodziców.
Kiedy byłam tuż przy drzwiach, z mieszkania mojej przyjaciółki wyłonił się Ramsey. Chciałam jak najszybciej dostać się do miejsca, gdzie zamknę się na klucz i nie będę musiała patrzeć mu w oczy.
Pech chciał, że mnie zauważył i szybkim biegiem skierował się na posesję rodziców.
'Wślizgnęłam się' do mieszkania i zamknęłam za sobą drzwi. Po kilku sekundach oczywiście usłyszałam głośne pukanie i rozżalony głos Aarona, który dosłownie wydzierał się na całe miasto, żebym mu otworzyła, i że mnie nigdy nie przestanie kochać.
Z początku miałam mieszane uczucia. Raz chciałam otworzyć, a raz nie. Z każdym dniem zdawałam sobie sprawę z tego, że coraz bardziej mi go brakuje i potrzebuję jego obecności, by móc dalej funkcjonować.
Uchyliłam  lekko dębowe drzwi, by móc zobaczyć choć lekki zarys jego twarzy, ale właśnie kilka sekund temu opuścił schody i widziałam tylko jego sylwetkę, która kierowała się do wyjściowej bramy.
Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą, że dał sobie spokój i normalnie opuścił Sheffield, mam nadzieję, że już tu nie powróci tak szybko.
Otarłam łzy, które potokiem spływały mi z policzka i dwa razy przekręciłam klucz w zamku, by ochronić się jeszcze bardziej.
Udałam się do salonu i usiadłam na niewielkiej kanapie, by napisać Alice, aby już przyszła.
Potrzebowałam czyjegoś ramienia, bowiem patrząc się na jego postać, dosłownie wszystkie nasze wspólne wspomnienia wróciły i nie mogłam nad sobą zapanować.
Według niektórych powinnam udać się do psychologa, ale wątpię żeby te zajęcia mi choć w jakiś sposób pomogły.
Jego nigdy nie wymażę ze swojej pamięci..


***
 Od Autora:
Jesusie Navasie, schodzę na psy.
Ten odcinek nawet nie ma trzech stron, co się ze mną dzieje?! ;o
Masakra..
Próbuję naskrobać coś w wolnym czasie i wychodzi mi tylko to. Kompletnie nie mogę dokładniej wgryźć się w nowy wątek tego opowiadania i z trudnością rozkręcam sytuację, co mnie strasznie denerwuje..
Możliwe, że jest to z przemęczenia, które mnie już atakuje. Wstawanie o 5 i powroty o 15:30 są naprawdę ciężkie i już dosłownie nie mam sił po tygodniu.
A tak w ogóle to jak szkoła? :D



II SERIA: Rozdział 1.



Stałam przed wielkimi dębowymi drzwiami  i wahałam się czy nacisnąć dzwonek.
Deszcz niemiłosiernie głośno dudnił w rynny, a podmuchy wiatru wydawały się być coraz to bardziej mocniejsze.
Nie potrafiłam czekać minuty dłużej. Wiem, że ostatnio zaniedbywałam się w odwiedzinach moich najbliższych, ale wcześniej to Aaron sprawiał, że zawsze czułam choć iskierkę rodzinnego ciepła przy nim. Nasz związek wyglądał na bardzo poważny i często zachowywaliśmy się jak dobre, stare małżeństwo.
Szkoda, że z czasem wszystko zaczęło ulegać zmianom. Gdyby nie nasz wyjazd do Dubaju pewnie dalej żylibyśmy bezstresowo i cieszyli się każdym ułamkiem sekundy spędzonym razem, cholernie mi tego brakuje. W jego ramionach czułam się bezpiecznie. Otaczał mnie swoim wsparciem i troszczył się o mnie. Robił wszystko, by nie spotkało mnie żadne cierpienie, a jeśli poczułam ból , dążył do tego, by na mej twarzy zagościł znów pogodny uśmiech, który wprost uwielbiał. Często mi to powtarzał, mówił że koił się moim śmiechem, a moja radosna twarz unosiła go w duchu.
Brakuje mi jego pełnych otuchy słów. Brakuje mi jego..

Drzwi otwarła mi Rose, moja młodsza siostra, która w mgnieniu oka wyrosła na piękną księżniczkę.
Wykrzyczała moje imię na cały głos i wyciągnęła swe krótkie rączki w moją stronę, bym mogła ją uściskać.
Wzięłam ją na ręce i mocno do siebie przycisnęłam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że zaniedbałam rodzinne kontakty.
Kilkanaście sekund później na werandzie pojawili moi rodzice. W ramiona matki wpadłam z takim uczuciem i tęsknotą, jakbym nie widziała jej przez kilka dobrych lat, to samo był z moim tatą, który dziwił się moim przyjazdem.
Chwycił moje wszystkie walizki i  ze zniesmaczoną miną  znikł w korytarzu. Ja natomiast dalej tkwiłam w uścisku mojej rodzicielki i mocno szlochałam, mocząc łzami jej ulubioną beżową bluzkę.
Przerwała po chwili by zamknąć drzwi i zaprowadzić mnie do przedpokoju i poważnie porozmawiać.
Doskonale wiedziałam, że rozmowa z nią będzie bardzo trudna. Rzadko kiedy zwierzałam się rodzicielce ze spraw sercowych, nawet nie wiedziała o całym zajściu z Joshem.  Uważałam po prostu, że nie musi wiedzieć wszystkiego, a po moim bezmyślnym zachowaniu będzie trzymała jego stronę.
Tym razem nie mogłam się od tego wymigać.  Wpadłam do ich domu niespodziewanie, roztrzęsiona, pozbawiona jakichkolwiek uczuć, zagubiona, ze wszystkimi rzeczami.
Ich przerażone twarze mówiły wszystko, nie spodziewali mnie się tutaj i nie wyczekiwali mnie z utęsknieniem. Ojciec pokazał to od razu, matka natomiast próbowała zatuszować swoje uczucia, ale jej twarz mówiła wszystko.
Zresztą czego ja się miałam spodziewać?
Że po tak długim okresie, gdzie za przeproszeniem miałam ich daleko gdzieś, będą czekać na mnie z otwartymi ramionami?
Za bardzo byłam przesiąknięta miłością do Walijczyka. Poza nim nie widziałam świata. Nie obchodzili mnie inni, odstawiałam ich na dalszy plan, ale powinni to zrozumieć. Chciałam ułożyć sobie z nim życie i z początku nasze plany pięły się cały czas w górę, wszystko z każdym dniem stawało się jak najbardziej realne. Trudno mi jest teraz pogodzić się z faktem, że straciłam to wszystko. Straciłam jego i szansę na założenie rodziny z nim..

Usiadłam na wygodnej kanapie i chwyciłam od rodzicielki kubek z gorącą herbatą, którą właśnie zaparzyła.
Obecność taty w salonie nieco mnie krępowała i nie chciałam przy nim zwierzać się mamie z tego wszystkiego. Poprosiłam go by wziął małą na górę i pooglądał z nią jakieś kreskówki. Wtedy z mamą na pewno miałybyśmy chwilę tylko i wyłącznie dla siebie. Stałybyśmy się sobie bliższe.
- Nie jestem już z Aaronem..- Wydukałam, powstrzymując łzy.
Brunetka spojrzała na mnie pełnym bólu wzrokiem i mocno mnie do siebie przycisnęła.
- Straciłam go, mamo. To wszystko moja wina, nie powinnam urządzać mu awantur. Przeze mnie nasze wspólne marzenia legły w gruzach. Ja nie potrafię teraz normalnie żyć..- Dodałam przez łzy, dalej ściskając jej ramiona.
Westchnęła ciężko i nie pozwalała mi się wyswobodzić z jej uścisku.
- Do tego straciłam pracę. Moje życie po prostu się wali. Nie potrafię nad sobą zapanować. Jestem tak cholernie roztrzęsiona, że czasem nie potrafię opanować swoich myśli i trudno jest mi się uspokoić. Pomóż mi.- Mój monolog coraz bardziej mnie wzruszał.
Głowa pękała mi już od codziennego płaczu. Tabletki połykałam w szybkim tempie, że już po kilku dniach mój organizm przyzwyczaił się do nich i nic nie pomagały.
- Wszystko się ułoży, zobaczysz. Może Aaron nie zasługiwał na taką dziewczynę jak ty. Bardzo angażowałaś się w wasz związek i chciałaś by było jak najlepiej, powstał efekt odwrotny do twojego oczekiwanego. Takie jest życie, kochanie. Jesteś jeszcze młoda. Na pewno znajdziesz mężczyznę, z którym zapragniesz założyć wspólny dom i rodzinę.- Szepnęła mi na ucho, lekko uwalniając swój uścisk.
Otarła mi mokre od słonych łez policzki i kiwnęła głową bym udała się do swojego starego pokoju i tam odpoczęła.
W jej słowach ukrywała się drobnostka prawdy. Może faktycznie nie powinnam aż tak bardzo tego przeżywać, mam dwadzieścia lat, jestem jeszcze młodą dziewczyną i  kiedyś na pewno spotkam wybranka mojego życia.
Mimo wszystko na myśl nowego wybranka do głowy przychodził mi Ramsey. Z nikim innym nie wyobrażam sobie mojego życia, naprawdę.
Wstałam od niechcenia z kanapy i skierowałam się na górę. W drodze minęłam się z tatą, który nalegał na rozmowę, ale wyraźnie odpowiadałam mu, że muszę zregenerować siły.
Otworzyłam drzwi do mojej sypialni i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to zwinięta w kłębek szara bluza, zapewne Aarona.
Podeszłam pod nią i chwyciłam w ręce. Tak, bluza reprezentacyjna Walijczyka.
W moje nozdrza uderzył zapach jego perfum. Doskonale go znałam.
Po chwili obróciłam się, by dokładnie rozejrzeć się po pokoju.
To tutaj spędzaliśmy ze sobą najwięcej czasu, kiedy zagościł do nas podczas przerwy zimowej wraz z Carlem. Pamiętam, wtedy były jego urodziny. Wręczyłam mu zegarek o jakim od zawsze marzył, a ja w zamian za to dostałam długi, namiętny pocałunek, którego wprost potrzebowałam do dalszego funkcjonowania.
Zaszlochałam jeszcze kilka razy i z potwornym bólem głowy ułożyłam się na łóżku. Ciepła kołdra nieco złagodziła moje cierpienie. Przymknęłam lekko powieki i próbowałam zasnąć, jednak trudno było mi udać się w objęcia Morfeusza.

Obudziłam się dopiero wieczorem, kiedy mama kazała mi zejść na dół, bowiem przygotowała kolację.
Atmosfera w domu była nieco napięta, co szczególnie mnie denerwowało. Nie chciałam, by przeze mnie wszyscy się denerwowali. Usiadłam naprzeciwko taty, który rzucił w moją stronę obojętne spojrzenie. Pewnie mama opowiedziała mu o wszystkim, ale nie wiem dlaczego tak srogo się na mnie patrzy i dziwnie zachowuje. Może nie pasował mu fakt, że Ramsey jest sławny i specjalnie mnie wykorzystał? Jeśli to przechodziło mu przez głowę, to musiał się mylić. Brązowooki nigdy nie zachowywał się jak przeciętny gwiazdor. On był po prostu zwykłym człowiekiem, wykonywającym swój zawód. Sodówka nie strzeliła i na pewno nigdy nie strzeli mu głowy.
Nie tknęłam dosłownie niczego. Pustym wzrokiem wpatrywałam się w ścianę koloru limonkowego  i nie słuchałam cichej rozmowy rodziców, która zapewne była na mój temat.
Potrzebowałam ich wsparcia w tak trudnych chwilach, a jak na razie otrzymywałam jedynie obojętne spojrzenia. Cholernie mnie to irytowało, bowiem mimo wszystko są moimi rodzicami i powinni mnie pocieszyć w ciężkich momentach, tego oczekuje dosłownie każdy od swoich bliskich.
Po kilkunastu minutach ich bezczelnego zachowania wobec mnie nie wytrzymałam i udałam się z powrotem na górę.
Ukradkiem spojrzałam do tyłu, by móc dostrzec ich reakcję, jednak oni nic nie robili sobie z tego.
Fajnie wiedzieć, że teraz również straciłam rodziców..


***
Od Autora:

Zaczynamy II serię. 
Mam kilka planów, ale co jakiś czas się zmieniają. Ten rozdział miał również wyglądać inaczej.
Jakoś tak się zastanawiam, czy nie za szybko piszę o tęsknocie Kate za Aaronem.
Coś mi tu nie pasuje ;<
 No nic. Pewnie do mojej głowy przyjdzie jeszcze kilka pomysłów jak rozwinąć sytuację, więc myślę, że kilka/kilkanaście odcinków uda mi się napisać.
Pozdrawiam <3

Epilog

Najwidoczniej w ten sposób musiało się skończyć moje cudowne życie przy boku Aarona.
Nikt nie przypuszczał, że losy naszego związku potoczą się w ten sposób.
Wszyscy wpajali nam, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
Wszyscy wpajali nam, że jesteśmy idealnym związkiem.
Wszyscy wpajali nam, że nigdy nie widzieli tak zakochanych w sobie osób.
A jednak mylili się.
Nie przeczuwali, że w ciągu kilku dni wszystko się zmieni.
Nie przeczuwali, że zdołam się w tak szybkim tempie zapaść pod ziemię i  poddać.
Nie przeczuwali, że ucieknę...

Thank you, for showing me
Who you are underneath
Thank you, I don't need
Another heartless misery  ...


***
Od Autora:

Przepraszam, że epilog jest krótki i niezbyt wysokich lotów, ale nie miałam siły by się rozpisywać.
Wydaje mi się, że taki zwięzły tekst wystarczy, bowiem więcej dowiecie się w drugiej serii!
Już niebawem zaczynamy!
Być może jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego uda mi się opublikować pierwszy odcinek.
Dziękuję wam wszystkim za to, że byliście ze mną od samego początku i wspieraliście mnie w naprawdę ciężkich chwilach, gdzie decydowałam się już na usunięcie tego bloga.
Wasze opinie okazały się bardzo motywujące do dalszego pisania i dzięki wam powróciła mi wiara, że dam radę. Jeszcze raz bardzo dziękuję! <3