28. Za wcześnie cieszyłam się szczęściem.

Wakacje z nim wydawały się być chwilą wyrwaną z mojego codziennego szarego życia.
Zaplanowaliśmy wszystko idealnie, niezmiernie cieszyliśmy się na wspólny wyjazd do Dubaju, a teraz? Teraz to już nie mogę obiecać, że te wakacje będą należały do najpiękniejszych chwil w moim życiu.
Za dużo pozytywnych emocji napajało mnie przed tym wyjazdem.
Nie byłam przygotowana na taki obrót sprawy..
Wydawało mi się, że Ramsey jest poważnym, pełnym szacunku mężczyzną i nie stać go na robienie takich rzeczy..
Może to i właśnie był mój błąd? Traktowałam to wszystko poważnie, a on praktycznie jak każdy facet mną grał?
Nie mogę powiedzieć, że się zmienił. Możliwe, że on przez cały czas taki był, tylko przy mnie udawał  mężnego? Zbyt krótko jesteśmy razem, bym mogła ocenić jego charakter. Dziesięć miesięcy związku nie wystarczy, by kogoś zarzucać o zmienienie siebie.
Inni żyją w kłamstwie ponad dziesięć lat, a co ja mam powiedzieć?
Za bardzo się starałam. Pragnęłam, by wszystko wyszło jak najlepiej, by kłótni było jak najmniej, a wspólnie spędzonych chwil jak najwięcej.
Teraz wiem, że niepotrzebnie wkładałam w to tyle swojej pracy.
Obciągnęłam lekko sukienkę zrobioną z pomarańczowego pareo i samotnie opuściłam plażę.
Ten dalej rozmawiał z  dziewczynami, które podobno były z Londynu, pokazywał im tricki z piłką nożną, rzucał intrygujące uśmieszki, wybuchali razem śmiechem, przyjął nawet zaproszenie od nich do gry w plażową siatkówkę, a mnie zostawił samą..
Na sam widok tych dziewczyn w samych strojach kąpielowych coś mi się robiło. Czułam, że Aaron nie może oprzeć się takiemu widokowi.
 W ciągu całego dnia poświęcił mi tylko 20 minut. 10- na przygotowanie do wyjścia na plażę, drugie 10- kiedy przybiegł do mnie z prośbą o zagranie meczyku z nim i jego 'przyjaciółkami".
Nawet nie zareagował kiedy bez słowa opuściłam plażę.
Po drodze kupiłam w pobliskim kiosku przewodnik po Dubaju.
Postanowiłam zwiedzić miasto sama, na niego nie mogłam liczyć.
Wstąpiłam tylko do apartamentu, by się przebrać w wygodniejsze ubrania, po czym chwyciłam mapkę, telefon, łudząc się że może w końcu do mnie zadzwoni z przeprosinami, i wyszłam.
Rozłożyłam niewielką kartkę z wyznaczonymi ulicami i ścieżkami, po czym zaczęłam śledzić wszystkie ciekawe, turystyczne miejsca.
Lubiłam zwiedzać nowe, nieznane mi obiekty i teraz poświęciłam na to czas.
Mimo iż czułam się osamotniona i chciałabym, aby ktoś towarzyszył mi, bawiłam się naprawdę dobrze.
Jednym plusem samotnej wędrówki było to, że nikt nie mógł mnie poganiać. Mogłam spędzić w danym miejscu tyle czasu, ile potrzebowałam.
Koniec mojej małej wycieczki uczciłam wielkim koktajlem truskawkowym i sorbetem arbuzowym. Byłam totalnie zmęczona kilkugodzinną wędrówką, jedynie czego potrzebowałam to gorącej, relaksującej kąpieli i miękkiego łóżka.
 Wróciłam do mieszkania po godzinie 22. Chciałam zadzwonić do Stelli, dopiero teraz wzięło mnie na rozmowę z przyjaciółką, z którą ostatni raz kontaktowałam się kilka miesięcy temu.., ale dotarło do mnie, że w Anglii jest już dawno po północy.
 Natknęłam się na niego w salonie.
Siedział ospały na kanapie i przeglądał kanały telewizyjne.
- Czekałem na Ciebie.- Szepnął lekko ziewając.
- Chciałem porozmawiać, usiądź.- Dodał.
Zajęłam miejsce obok niego i skrzyżowałam ręce na wysokości piersi.
Należały mi się jakieś wyjaśnienia co do jego dzisiejszego zachowania..
- Kate, ja rozumiem, że możesz czuć się urażona, zazdrosna, ale to dziewczyny z mojej byłej klasy, przyjaźniliśmy się. Chyba teraz nie będę od nich uciekał i się do nich nie przyznawał.
- Albo nie będziesz grał z nimi w siatkę i  nie będziesz na nie w ten sposób patrzył..- Odpowiedziałam z ironią.
Zmarszczył czoło i przejechał po nim dłonią. U niego znaczyło to zakłopotanie.
- Myślisz, że jestem taką idiotką i nie wiem co robisz?! Podrywasz inne na oczach swojej dziewczyny i rozumiesz, że mogę być tym urażona ?! Posłuchaj siebie, Ramsey.- Dodałam i wstałam z kanapy.
Spuścił wzrok. Nie znalazł żadnych słów na obronę jak i przeprosiny.
Z mojego oka spłynęła pojedyncza łza.To była nasza pierwsza poważna kłótnia.
Nie spodziewałam się, że w ogóle nas takie spotkają..
Zawsze się ze sobą zgadzaliśmy, cieszyliśmy się swoim towarzystwem, byliśmy uważani za perfekcyjny związek, a teraz?
Teraz to ja już sama nie wiem jak opisać mam tą sytuację.
Nie chcę go stracić, bardzo go kocham, ale jeśli tak dalej będzie, będę zmuszona podjąć tak bardzo ryzykowną  decyzję.
Wzięłam szybki prysznic, a kiedy wyszłam już odświeżona, chwyciłam kołdrę i poduszkę, po czym ułożyłam je na podłodze. Czeka mnie ciężka, nieprzespana noc..

Obudziłam się przed godziną 5. Słońce świeciło już po oczach, rozprostowałam obolałe plecy, przeciągnęłam się jak kot i wstałam.
Z sypialni dobiegało mnie ciche pochrapywanie Ramseya.
Pospiesznie nałożyłam na siebie zwiewną sukienkę i po cichu wyszłam z apartamentu.
Nie wiedziałam kompletnie co mam ze sobą zrobić. Plażowanie nie jest mi już potrzebne.
W ciągu kilku dni spędzonych tutaj zrobiłam się jak Mulat.. Miasto z większości również zwiedziłam, a o imprezach na plaży czy w klubach nie ma mowy.. nie ta atmosfera.
Mogłabym tylko spakować się, zabukować powrotny bilet i welcome home.
 Usiadłam na ciepłym piasku i wtopiłam wzrok w lazurowe fale, które z każdą sekundą coraz bardziej przybliżały się w moją stronę, a chwilę później oddalały.
Z transu zamyślenia wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Nie chciałam go odbierać, myślałam, że to brązowooki dobija się do mnie  w celu opowiedzenia o swoich uczuciach, jednak kiedy wyjęłam komórkę z  niewielkiej torebki myliłam się. Na wyświetlaczu ukazało się imię mojej szefowej z nandos'.
Odebrałam. Zwykle dzwoniła do mnie, kiedy chciała bym zjawiła się w pracy, ale teraz to chyba niemożliwe, więc zapewne chciała życzyć mi udanego urlopu, odebrałam.
- Wczoraj powróciła do nas nasza pracownica, za którą przejęłaś obowiązki, wspominałam Ci o niej, pamiętasz? Kilka dni temu skończyło jej się zwolnienie lekarskie i postanowiła wrócić. Była jedną z najlepszych pracownic tego baru.. Wspólnie ze wszystkimi podjęliśmy decyzję o zwolnieniu Cię ze stanowiska pracy.. Jest mi bardzo z tym ciężko, ale tak musiało wyjść. Na Isabellę stawialiśmy już od początku, więc powinnaś zrozumieć. Zjaw się u nas po powrocie z Dubaju, wszystko musimy jeszcze obmówić.
Rozłączyłam się. Słowa kobiety totalnie mnie rozbiły. Nagle zaczęła mówić o jakiejś Isabelli, o której nawet w życiu nie słyszałam. Owszem wspominała mi o pracownicy, za którą byłam, ale nie mówiła, że może powrócić..
Rzuciłam telefonem z taką mocą, że odbił się od pobliskiej palmy i wpadł prosto do wielkiego morza.
Roztrzęsiona wstałam i otarłam jak najszybciej mokre policzki.
Nie chciałam by ktokolwiek widział moje łzy.
Dlaczego tak nagle wszystko się wali?!
Tracę Ramseya, teraz telefon o zwolnieniu..
Za wcześnie cieszyłam się szczęściem.., a teraz mam same problemy.

***
Witam!
Już od dłuższego czasu w mojej głowie przewijała się myśl o takiej historii Kate.
Przyznam, że końcówka nie wyszła mi zbyt idealnie, ale mówiłam już wiele razy, że ostatnio miewam gorsze dni.
Przepraszam za błędy i do następnego! xx



27. Dziewczyny najwidoczniej już takie są i takie pozostaną na wieki- nieustępliwe.

Narracja- Kate

 Tak jak Aaron im obiecał, tak też zrobiliśmy. Byliśmy właśnie w drodze do pobliskiego klubu, gdzie mieliśmy się spotkać z Chantelle i tą drugą, nawet nie pamiętam jak już się nazywały.
Oczywiście Walijczyk nie uzgodnił tego wypadu ze mną, nie zapytał nawet czy chcę w ogóle iść.
A zresztą, czy jego obchodzi moje zdanie? Czuję, że szybko zaczął się zmieniać po spotkaniu tych dwóch lafirynd. Jak oparzony chodził po apartamencie i szukał swoich ulubionych, kremowych spodni, które najwyraźniej 'gdzieś mu się zawieruszyły'.
Od kilku godzin wydawał się być dla mnie lekko oschły. Gdyby nie zależało mu na którejś z nich, na pewno nie piekliłby się tak do wyjścia, znam go i to bardzo dobrze.
Nawet kiedy Kieran czeka na niego pod stadionem dłużej niż piętnaście minut, to się nie spieszy, a dobrze wiem z doświadczenia, że chłopak leci do swojego kumpla jak na skrzydłach, więc tu już musiało się coś szykować.
 Kilka minut spóźnieni wyszliśmy z Burji Al Arab. Ten oczywiście już szybki bieg, żeby nie pomyślały, że zrezygnował.
Co kilka sekund kręciłam z niedowierzaniem głową, jak te dziewczyny mogą plątać w głowie?!
Rzecz biorąc, nie powinnam się nimi przejmować. Powinnam zacząć przejmować się związkiem z Aaronem. Jeśli tak będzie ciągle to nie damy rady, pomimo iż jesteśmy ze sobą ponad 10 miesięcy.
Dopiero teraz doszła do mnie myśl, że może spotykać się z nimi w United Kingdom, przecież są z Walii, jak on. Po tym spotkaniu ich znajomość na pewno nie ulegnie rozerwaniu, nadal będą utrzymywać kontakty, sądząc po zachowaniu Aarona, dość częste i bliższe.
Co ja gadam?! Dziewczyna Aarona Ramsey'a myśli o bliższych kontaktach swojego chłopaka z jakimiś jego koleżankami z gimnazjum? Poziom mojego IQ na pewno nie należy do lepszych..
Próbowałam wyrzucić te moje 'przemyślenia' z głowy, ale dość szczerze przyznam, że nie mogłam. Za wiele przeszło ich przez mój mózg i to doprowadziło mnie do dziwnego stanu, czułam ogromne zmieszanie. A jeśli w tym może być sens?
Nevermind. Za dużo przejmowania, po za tym sama sobie powymyślałam te rzeczy, więc do końca nie jestem pewna, że akurat właśnie tak się stanie.
 Po wejściu do klubu od razu zaszyliśmy się na sam środek sali, by zatańczyć. Dziwił mnie fakt, że Aaron nie poszukiwał swoich koleżanek, może zdał sobie sprawę z tego, że to może wpłynąć negatywnie na nasze relacje i zdecydowanie woli moje towarzystwo, od nich?
Mimowolnie zaczęłam cieszyć się w duchu.
Przetańczyliśmy prawie pół nocy, tylko we dwoje, bez nikogo innego. Zadowalał mnie sam fakt, że te laski odpuściły brązowookiemu. Możliwe, że to moja zasługa. Pewnie zobaczyły, że wielki piłkarz Arsenalu Londyn jest już NIESTETY zajęty ( jak to pisze w niektórych magazynach) i nie mają praktycznie żadnych szans, by zdobyć jego serce.
Zrobiłam niewinny uśmieszek, myśląc o tym, a potem opadłam bezwładnie na jeden z foteli, kiedy Azza 'musiał skorzystać z toalety'.
Chwyciłam napój alkoholowy i upiłam łyk. W spokoju czekałam na Ramsey'a, którego nie było już dłuższą ilość czasu.

Narracja- Aaron

Słowa, że muszę skoczyć do WC były tylko wymówką.
Dziewczyny czekały na mnie już od dłuższego czasu przy loży numer 5. Gdybym powiedział Kate, że muszę iść, bo Chantelle i Shannon na mnie czekają, pewnie strzeliłaby wielkiego focha i nie odzywałaby się przez ostatnie dni naszych wakacji, dokładnie znam płeć żeńską.
Tak w ogóle to nie wiem, dlaczego pała taką złością, kiedy wspomnę o blondynkach.
Są moimi koleżankami z gimnazjum i aż ciepło robi się na sercu, kiedy po tylu latach rozłąki się je spotyka, trudno jej to zrozumieć?
Ostatnio coraz ciężej jest się z nią dogadać, zawsze ma swoje 'ale' i muszę wszystkiego przestrzegać, coś czuję, że te wakacje dobrze się nie skończą.
Oboje cieszyliśmy się na ten wyjazd, robiliśmy wszystko, by jak najwcześniej urwać się gdzieś razem, bez nikogo i delektować się idealnymi chwilami tylko we dwoje. Dobrze, może i z tej perspektywy zachowuję się nieodpowiednio, spędzając czas z Walijkami. Sam przed chwilą przyznałem, że czekałem na moment, kiedy będziemy tylko i wyłącznie MY, a nie dotrzymuję mojej obietnicy.
Równie dobrze by było, gdybyśmy spotkali się w Walii, czy Anglii, z tego co opowiadała mi Shann, zamieszkuje wschodnią część Londynu, więc między nami jest tylko niewielki kawałek drogi, mogłaby zaprosić do siebie Chantelle i zrobilibyśmy sobie taki dzień 'gimnazjalnych wspomnień'. Brzmi nieźle!
Przysiadłem się do blondynek, by zamienić z nimi kilka słów i wypić drinka, jednak długo nie mogłem nacieszyć się chwilą, z dawnymi osobami z mojej klasy.
Pojawiła się Kate, bardzo wściekła Kate.
Zaczęła wydzierać się na cały głos, mimo że nawet nie było jej w ogóle słychać wśród tej latynoskiej muzyki.
Próbowałem ją nieco uspokoić, ale dziewczyny najwidoczniej już takie są i takie pozostaną na wieki- nieustępliwe.
Przeprosiłem ją za moje niewielkie kłamstewko, ale ta nawet nie chciała słuchać moich słów.
Zmieniła swój ton, ale ciężko było ją udobruchać. Z jej ust nadal wypływały wiązanki niezbyt miłych słów w kierunku moim jak i dziewczyn.
Na samym końcu machnęła tylko swoją torebką i opuściła nas. Najprawdopodobniej wyszła z klubu..



***

Pisanie nowych odcinków przychodzi mi  z trudnością. Nie wiecie nawet ile męczyłam się nad pisaniem tego, jakże krótkiego i bezsensownego rozdziału.
Czytając moje odcinki sprzed kilku miesięcy, dają mi do myślenia wiele. Cały czas zdaję sobie sprawę z tego, że kiedyś pisałam o wiele lepiej niż teraz, nie wiem dlaczego tak jest.
Przecież z każdym dniem powinno się coraz lepiej pisać i urozmaicać swoje wpisy, ja chyba działam odwrotnie.
Wspominałam niedawno o końcu tej historii jak i nowej serii, teraz mogę stwierdzić, że chyba dam sobie spokój z tą drugą częścią opowiadania. Aczkolwiek nie wykluczam, że nie zrobię.
Jeśli nabiorą mnie chęci i dokładniejszy pomysł, to zapewne się pojawi.
Pozdrawiam x

26.(...) Ja mam nadzieję, że to 'tylko koleżanki'..

Minął już praktycznie tydzień od kiedy jesteśmy w Dubaju.
Niesamowita, letnia atmosfera sprawia, że nasz związek jeszcze bardziej się utwardza.
Czuję się jak małe dziecko, które cieszy się pierwszym pobytem nad morzem, plażą, gorącym powietrzem. Wszystko wydaje się dla mnie takie nowe, pragnę odkryć jak najwięcej i zapamiętać te wszystkie chwile do końca mojego życia.

Został nam tydzień wakacji, a my już nie mamy co robić! Zwiedziliśmy już dokładnie wszystkie sztucznie utworzone wyspy, miasto i najpiękniejsze zabytki, które znajdywały się w naszym przewodniku, praktycznie codziennie chodziliśmy na plażowe imprezki, a teraz pozostaje nam tylko plaża i opalanie się. W sumie to też jest forma relaksu- odpoczynek.
Przez ostatnie dni, spędzone tutaj, wiele nabiegaliśmy i nachodziliśmy się. Miasto jest strasznie duże, a niektóre zabytki oddalone są nawet o kilka kilometrów od naszego zakwaterowania, dodać do tego ponad 30 stopniowe upały, więc wylegiwanie się na plaży jest teraz dla nas jak najbardziej wskazane!
Razem z brązowookim ruszyliśmy w kierunku ognistego piasku. Lekka rozmowa pomiędzy nami, sprawiała, że nie chciałam opuszczać  Aarona nawet na chwilę. Sama zadaję sobie pytanie, jakim cudem na siebie trafiliśmy? Gdyby nie jego przyjazd do mojego rodzinnego miasta, i nie powrót do Londynu, pewnie dalej bylibyśmy na siebie źli za ten wybryk w barze a jednocześnie tęsknilibyśmy za sobą, za tymi wspólnie spędzonymi chwilami, koncertem na który mnie zabrał, wtedy tak naprawdę poczułam, że choć trochę mu na mnie zależy, bo w sumie nie zabiera się zwykłej osoby na występ ulubionego zespołu, nie wręcza się bransolety ze swoimi inicjałami i nie całuje się w policzek na pożegnanie.
Minęło niesamowitych 10 miesięcy od kiedy jesteśmy razem. Jeszcze nigdy nie doszło między nami do poważnej kłótni, były momenty kiedy oboje byliśmy o siebie zazdrośni, ale to tylko drobnostki, oboje wiemy dokładnie, że istniejemy tylko my, nie ma osób trzecich, które mogłyby zrujnować tę więź.

Rozłożyliśmy swoje leżaki i w spokoju zaczęliśmy odpoczynek.
Między nami nadal trwała czysta, przyjazna rozmowa. Śmialiśmy się dosłownie ze wszystkiego, a jeszcze lepiej było kiedy zadzwonił Theo z polskiego Krakowa.
Wtedy śmiech nas nie opuszczał.
Piski Alexa, opowiadanie śmiesznych historii z samolotu, jak The Ox prawie mdlał, bowiem nienawidzi latać, aż mieliśmy ochotę wybuchnąć z radości!
- Mam nadzieję, że nie będę wujkiem, kiedy wrócicie!- Zaśmiał się do słuchawki Walcott.
- Przestań! Ty już o takich tematach mi tu, Theo, no! Wróć na ziemię.- Krzyknęłam do słuchawki.
- Tak jest panno Ramsey!- Ponownie wybuchł śmiechem.
Pokręciłam z dezaprobatą głową, po czym opadłam bezwładnie ze śmiechu na piasek.
Oni po prostu chcą, żebym umarła im z niedotlenienia, naprawdę!
- Aaron, przemyśl moje słowa, ale wiesz w pozytywnym znaczeniu! Widziałem kilka dni temu fajny wózek, mógłby stanowić niezły prezent dla waszego dziecka.- Powiedział całkiem przekonująco, a ten zamiast mu jeszcze pogrozić, to powiedział:
- Spokojnie, na pewno przemyślę, będzie dobrze!- Puścił mi oko.
Rzuciłam w niego moją torebkę i założyłam ręce na wysokości piersi.
Nie będę z nimi prowadzić takiego typu rozmowy.
- Ej, możesz zastanowić się co do słów Walcott'a.- Przysiadł się do mnie.
- Co?! Ty słyszysz sam siebie?!- Krzyknęłam. Byłam lekka wybuchowi śmiechu, ale uznałam, że Walijczyk brał to całkiem na poważnie.
- Jesteśmy 10 miesięcy razem, więc wiesz..- Posłał mi ciepły uśmiech.
- Masz 21 lat, czy ty aby na pewno chcesz zostać ojcem w tak młodym wieku?- Zrobiłam tęgą minę.
- Wiek tu nie jest ważny..
- Aaron, weź przestań! Jesteśmy za młodzi, nie jesteśmy ze sobą wystarczająco długo, by o tym myśleć, poza tym popatrz na to ze strony tej, że praktycznie oboje nie mielibyśmy czasu na dziecko. Ty klub, ja praca, a przecież wiesz jakiego poświęcenia potrzebuje tak małe stworzenie..- Teraz już na serio przejęłam się tą całą sprawą.
A to wszystko przez Anglika, który zaczął o tym temat! Policzę się z nim jak wrócę do Londynu!
Brązowooki miał już coś powiedzieć, jednak ktoś inny stanął na naszej drodze.
- Azza?!- Krzyknęły naraz jakieś dwie dziewczyny.
Hmm. Czy ja o czymś nie wiem?
- Hej!- Zwrócił się do blondynek.
- Poznajcie się to jest Kate!- Odwrócił się w moją stronę.
- Shannon i Chantelle.- Uśmiechnęły się.
Ja nie miałam nastroju, by to zrobić.
Teraz pewnie zacznie się zabawa jeszcze z dwoma jakimiś tapetami. Doskonale widziałam jakim wzrokiem obserwują mojego chłopaka, zresztą oni muszą się już znać.
Ramsey nie przywitałby się z nimi od razu w ten sposób. Coś musiało nie grać.
- Kim one są?- Szepnęłam mu na ucho.
- Chodziłem z nimi kiedyś do Gimnazjum. Miłe, prawda?
- Mhm..
Pięknie. Po prostu pięknie. Teraz te dwie nie dadzą nam pewnie spokoju, ja już coś czuję!
- Może spotkalibyśmy się gdzieś wszyscy wieczorem, na dyskotece?- Zaproponowała Chantelle.
Już się zaczyna, a nie mówiłam? Chciałam już odradzić ten moment, ale zafascynowany Walijczyk musiał pierwszy wyjawić swoje słowo.
- Z pewnością się tam spotkamy.- Podał im rękę, a później przytulił na pożegnanie.
Spojrzałam na niego złowrogo, kiedy dziewczyny odeszły.
- No, co? To tylko koleżanki. Bez obawy.- Chwycił mnie za ramię.
No ja mam nadzieję, że to 'tylko koleżanki..'

****
Wcześniejszy odcinek pisałam 1 lipca, ten już 6, sama nie przypuszczałam, że uda mi się w tak szybkim tempie napisać ten rozdział.
Może to za ilość komentarzy i bardzo miłe słowa jakie w nich piszecie?
Niezmiernie wam dziękuję za to! Nie wiecie ile to dla mnie znaczy i jak bardzo motywuje!

25. - And how i've never ever felt so high..

Reakcja Alexa i Theo, kiedy razem z Aaronem wparowaliśmy do szatni Anglików, była bezcenna.
Wspominałam już, że The Ox ma przecudny śmiech?
- Jakbym wiedział, że będziecie, strzeliłbym dla was zwycięskiego gola!- Oxlade otarł mokre od potu czoło.
- Byłoby miło, ale remis z Francją i tak jest dobry.- Ramsey posłał mu lekki uśmiech.
- Dla nas remis się nie liczy, my musimy WYGRAĆ!- Krzyknął gdzieś z oddali Milner.
Parsknęłam śmiechem, po czym razem z Walcottem i Chamberlainem udaliśmy się do jakiegoś Ukraińskiego baru.
Zamówiliśmy tylko po lampce wina, i siedząc przy niewielkim, kwadratowym stoliku oddaliśmy się rozmowie.
Już dawno miałam okazję rozmawiać z moimi przyjaciółmi, więc byłam bardzo pozytywnie nastawiona na czas, spędzony w ich towarzystwie.
Gdzieś po północy chłopcy wrócili do swojego hotelu, a my z Aaronem udaliśmy się na lotnisko, gdzie za dwie godziny mieliśmy ruszać do Dubaju.
Uśmiech nawet na sekundę nie schodził z naszych twarzy, Byliśmy jak najbardziej otwarci na zapoznanie się z tym przecudownym miastem, zdjęciami kusiło, realistycznie pewnie wygląda jeszcze piękniej!

Przeszliśmy przez odprawę, i mogliśmy spokojnie zająć miejsce w samolocie.
Ułożyłam głowę na oparciu siedzenia i przymknęłam oczy. To był bardzo długi, emocjonujący dzień.
Nie dość, że dotarliśmy do Doniecka koło 3 nad ranem, to jeszcze brązowookiemu chciało się z rana zwiedzać miasto, a popołudnie i wieczór przeznaczyliśmy na mecz..
Teraz mogłam trochę odreagować. Czekała nas bardzo długa podróż, więc sen zrobiłby mi najlepiej.

****
- C-Co jest?- Zaczęłam przecierać oczy, kiedy Ramsey kilkakrotnie dotknął mojego ramienia.
- Zapinam Ci pasy. Zaraz lądujemy.- Odpowiedział i dokończył swoją czynność.
Mruknęłam coś pod nosem i znów przymknęłam oczy, wiedziałam  jednak, że i tak nie zasnę, bowiem zaraz wychodzimy, a ja dostaję padaczki, kiedy myślę że zaraz będziemy już w Dubaju!
Wyprostowałam się i poprawiłam włosy.
Aaron też  się niedawno obudził, było to widać po jego oczach jak i zaspanej twarzy.
- Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy już mogli zwiedzać miasto!- Zatarłam ręce.
Brązowooki tylko zaśmiał się na moje słowa, po czym sam zaczął się zachwycać.

 Odebraliśmy swoje bagaże i jak najszybciej podbiegliśmy pod taxi. Nie chcieliśmy zmarnować nawet minuty, czekając aż pojawi się jakiś autokar wycieczkowiczów, czy coś.
- Pod Hotel Burj al-Arab prosimy.- Uśmiechnął się promiennie Walijczyk.
Wiedziałam, że jest niesamowicie podekscytowany tym wyjazdem!
Jeszcze nigdy nie widziałam w jego oczach takiego szczęścia, w końcu będzie mógł odpocząć i nabrać sił na Igrzyska Olimpijskie, które już niebawem.
Musimy spędzić ze sobą jak najwięcej czasu przed wyjazdem na treningi i Igrzyska.. Mówiłam już wiele razy, że nie lubię kiedy rozstajemy się na kilka dni- tygodni- miesięcy z powodu konferencji, wyjazdów, meetingów. Chciałabym mu towarzyszyć w większości tych spotkań, ale ja również mam pracę i nie mogę brać sobie wolnego co drugi dzień..
 Nie jestem jeszcze w pełni oswojona z gwiazdorską atmosferą. Poznałam Ramsey'a jako zwykła dziewczyna, pracująca w nando's, a w przeciągu kilku miesięcy zostałam obiektem kilkunastu gazet sportowych i plotkarskich Wielkiej Brytanii jak i wielu innych krajów, przyznam że nie spodziewałam się tego. Myślałam, że fotoreporterzy i dziennikarze zostawią mnie w spokoju, ale nie.. Dosłownie z każdego naszego wyjścia na miasto, do sklepu, na przejażdżkę, musi być zdjęcie umieszczone w jakimś magazynie czy internecie.
Wakacje w Dubaju wybraliśmy również pod względem tym, że większość mieszkańców nie będzie nas kojarzyć, co równa się brakowi zdjęć ze wspólnie spędzonych wakacji!
 Burj al-Arab to siedmiogwiazdkowy luksusowy hotel, wykonany ze złotych płyt, szlachetnego marmuru oraz najlepszych materiałów, z wyglądu przypomina gigantyczny szklany żagiel.
Długo zastanawialiśmy się nad zakwaterowaniem w tym miejscu. Siedem gwiazdek wiąże się również z nie byle jakim kosztem, ale przecież żyje się tylko raz. Skąd mamy wiedzieć czy będzie jeszcze taka chwila? Trzeba się cieszyć okresem 'wakacji' i spełniać swoje najskrytsze marzenia.
 Krzycząc przeróżne słowa, wyrażające oznaki radości, wbiegliśmy do naszego apartamentu i zaczęliśmy wszystko oglądać.
Było tu niesamowicie. Nie można porównać do tego miejsca pięciogwiazdkowego hotelu w Londynie.. Pewnie każdy zakwaterowany w Burji al-Arab zadaje sobie pytanie, czy to wszystko dzieje się naprawdę. Wszystko jest takie eleganckie, zadbane, kosztowne.. aż dech zapiera w piersiach kiedy widzi się tak pięknie udekorowane wnętrze.
- Jest 18:47 idziemy na plażę?- Spytałam w końcu po kilku minutach.
-Miałem zadać to samo pytanie!- Zaśmiał się, po czym znikł za drzwiami łazienki, by się przebrać.
Ja tymczasem zaczęłam rozpakowywać najpotrzebniejsze rzeczy z walizek. Zanim wygrzebiemy cokolwiek z tych toreb miną nam całe dwa tygodnie!
Zabraliśmy chyba pół tony naszych ubrań. Nie rozumiem nawet po co..

 Ruszyliśmy chodnikiem ulicy na pobliską plażę. Nie mieliśmy daleko, gdyż hotel położony jest blisko brzegu.
Dosłownie wszyscy plażowicze byli zachwyceni tym miejscem. W sumie nie dziwię się im. Jest tu przecudownie! Oddałabym wszystko, by móc tu zamieszkać na stałe!
Szkoda, że to piękno będziemy widzieć tylko przez dwa tygodnie, które pewnie miną w mgnieniu oka.
Dotarliśmy pod niewielki bar. Aaron poszedł zamówić dwa orzeźwiające drinki, a ja zabrałam się za rozstawianie leżaków. Pogoda była wręcz piękna! Słońce świeciło tutaj niesamowicie, mimo iż dochodziła już godzina 19.
Zdjęłam z siebie pomarańczowe pareo, po czym nałożyłam pilotki i ułożyłam się swobodnie na leżaku i lekko westchnęłam, dalej nie wierząc, że marzenia o  wakacjach w Dubaju z ukochaną osobą właśnie się spełniają.
- Hej! Trzeba było poczekać na mnie.- Walijczyk krzyknął z oddali.
Uśmiechnęłam się do niego lekko i chwyciłam mrożony napój, który mi podał.
- Cudownie, prawda?- Ułożyłam głowę na jego ramieniu.
- Z tobą wszędzie jest cudownie.- Szepnął i ucałował moje czoło.
Przymknęłam powieki dalej nie wierząc w to, co się dzieje.
- Uszczypnij mnie i powiedz, że to wszystko jest jak najbardziej realne.- Odrzekłam spokojnym głosem.
Brązowooki jak mu rozkazałam, tak zrobił. Dodał, że sam w to nie wierzy, ale przecież marzenia się spełniają!
Czułam, że te wakacje nabierają sensu i spędzę tutaj niesamowite chwile wspólnie z Aaronem.
 Relaksowaliśmy się na plaży jakieś trzy godziny, potem poszliśmy sprawdzić 'czy woda jest ciepła' a skończyło się na godzinnym pływaniu, po 23 mieliśmy wracać do hotelu, by porządnie odespać podróż i obudzić się z energią na kolejny dzień pełen wrażeń, ale korzystając z okazji, że na plaży jest dyskoteka, zostaliśmy.
Przyznam, że wspólnie jeszcze nigdy nie byliśmy na takiego typu imprezie.
Zrobiłam ze swojego pareo sukienkę, by jako jedyna nie być w samym stroju kąpielowym i zaczęliśmy tańczyć.
- Cause I remember every sunset, i remember every word you said. We were never gonna say goodbye, singin la da da da da.- Wtuliłam lekko głowę w jego tors.
- Tell me how to get back to, back to summer paradise with you.. and i'll be there in a heartbeat.- Zanucił lekko, płynnie.
- I remember when we first kissed and how i didn't wanna leave your lips..
- And how i've never ever felt so high..- Wplątał swoje palce w moje wilgotne włosy i przybliżył się do mnie, zostawiając na ustach lekki pocałunek.

***

Witajcie!
Miałam dodawać całkiem inny odcinek, ale tak wyszło, że napisałam nowy.
Szczerze to nawet trochę i mi się podoba, ale bez rewelacji!
Opinię pozostawiam wam :)
Do następnego! xx





24. - Będę Cię wielbić do końca świata!

Pogrzeb Carlosa był dla nas najgorszym wydarzeniem tego roku.
Razem z kadrą Arsenalu polecieliśmy do Meksyku, by po raz ostatni pożegnać się z przyjacielem.
Atmosfera pomiędzy wszystkimi była napięta, grobowe miny nie schodziły z twarzy, a oczy dalej mieniły się w milionach iskierek, świadczących o gorzkich łzach, które co kilka minut spływały po mokrym już policzku..
Ułożyłam głowę na ramieniu Walijczyka i ciężko westchnęłam .
Za godzinę musieliśmy wychodzić z hotelu, a kompletnie nie mieliśmy na to ochoty.
Przejechałam dłonią po zapuchniętym policzku Ramseya i szepnęłam, że wszystko będzie dobrze.
Tak najwyraźniej musiało być.. Każdy musi odejść w swoim czasie, na Carlosa padło teraz, już nikt nie może przesunąć czasu, chociaż wtedy byłoby o wiele lepiej..
Kapitan reprezentacji Walii posłał mi lekki uśmiech na znak,że wszystko jest okej, po czym pocałował mnie lekko w czoło i wstał, by móc się przyszykować.
Ja zrobiłam to samo.

  W kościele zajęłam miejsce obok żony Alexa Songa. Kobieta również chciała brać udział w ostatnim pożegnaniu tak samo jak i ja. Wtopiłam się w cichą rozmowę z Mulatką. Była naprawdę przemiłą osobą. Dłużej znała ode mnie Vele, a jej opinia na jego temat była po prostu niesamowita. Dopiero teraz dostrzegłam jaki naprawdę był Meksykanin,mimo swoich wad posiadał wiele zalet, które idealnie maskowały jego wewnętrzne niedoskonałości.
Zwróciłam swój wzrok ku rodzinie martwego i łzy pociekły mi jeszcze bardziej. Nigdy nie chciałam znaleźć się w takiej sytuacji, ale to jednak raczej nie możliwe.. nikt nie uniknie w życiu takich chwil.
W życiu, mimo iż jest piękne, czyha na nas wiele niebezpieczeństw i chwil, których chcemy za wszelką cenę uniknąć. Naszym jedynym marzeniem jest to, by w pełni wykorzystywać chwile swojego życia i niezmiernie się nimi cieszyć, ale przychodzą takie momenty, kiedy pragniemy tylko i wyłącznie zapaść się pod ziemię i nie pokazywać już na świecie pełnym plusów i minusów.
Wszystko się ze sobą spaja i maskuje.
Wiele osób, których spotkają przykre dni poddają się już na zawsze.
Nie jest to opłacalne, przecież zawsze przychodzi taki czas,gdzie zza ciemnych, granatowych chmur wychodzi ciepłe słońce i odbudowuje nas na nowo.

Do Londynu wróciliśmy po dwóch dniach od pogrzebu.
Już kilka godzin po przylocie musiałam wrócić do pracy,kiedy chłopaki wypoczywali już sobie w najlepsze..
Za wiele miałam w ostatnich miesiącach urlopu. Teraz cztery dni, wcześniej tydzień, kiedy wyjechałam do Walii, a planujemy niedługo wspólne wakacje z brązowookim, więc znowu będę musiała poprosić o dwa tygodnie z rzędu.
Ramsey nie bierze udziału w Euro 2012, więc ma chwilę czasu dla mnie, bo potem treningi do Igrzysk w Londynie.- To będzie niesamowita impreza!

 Przebrałam się w fartuszek i chwyciłam menu. Nie wiecie jak bardzo wtedy nie chciało mi się wracać do wykonywania obowiązków. Przywykłam już do wielu wyjazdów i wolnych dni spędzonych tylko i wyłącznie w gronie Kanonierów.
Będzie mi ich brakowało przez najbliższe trzy miesiące..Jeszcze nigdy z nikim się tak nie zżyłam jak z tą grupką kochanych idiotów- w pozytywnym znaczeniu.
Pomogli mi uwierzyć w siebie i nauczyli mnie, że nie trzeba się załamywać, gdyż wtedy będzie jeszcze gorzej..
Bez nich życie wydaje się być mniej barwne. To oni zawsze rozśmieszali mnie, a niekiedy sprawiali, że czułam podenerwowanie, mimo to i tak ich wielbiłam.
Nauczyli mnie kochać i okazywać uczucia innym. Widok jak razem z fanami przeżywali każdą wygraną jak i porażkę wzbudzał we mnie nie byle jakie emocje.
Zawsze są niesamowici.

Zrobiłam lekki uśmiech, kiedy do knajpy wszedł The Ox z Theo.Już dawno się z nimi widziałam.
Korzystając z tego, że nie było wielu ludzi, zrobiłam nam po kawie i razem zajęliśmy miejsce przy stoliku numer 2.
Rozmawialiśmy na przeróżne tematy : Euro2012, co planują na ewentualne wakacje, jakie jest ich nastawienie..
Aż robiłam się zazdrosna, kiedy z szerokim uśmiechem mówili o wolnych, relaksujących chwilach.
Tak bardzo chciałabym już pojechać do jakiegoś tropikalnego kraju..
Musimy zacząć już coś planować razem z Aaronem.
- Może pojedziesz z nami na Euro? Byłoby niesamowicie!-Słowa Alexa nieco mnie rozśmieszyły.
- Nie ma mowy mój drogi. Gdybym opuściła nandos’  na miesiąc, uwierz że już nigdy byś mnie tutaj nie zobaczył.-  Zrobiłam  ironiczną minę.

- Zobaczysz, zabierzemy Ciebie w nocy, nawet nie będziesz wiedziała kiedy.- Mruknął Theo znad kubka.
Pokręciłam z dezaprobatą, po czym przytuliłam obu za ich miły gest w stosunku do mnie.
Poczułam, że Kanonierzy naprawdę uważają mnie za swoją przyjaciółkę od serca . Ich zaproszenie było miłe, jednak nie mogłam z niego skorzystać, ale spokojnie. Pojawię się na tym wydarzeniu, taka mała niespodzianka z mojej strony. Musimy tylko wszystko dobrze zorganizować, a na pewno uda nam się poczuć choć odrobinę adrenaliny na Mistrzostwach Europy.Bilety na mecz Anglików  z Francuzami zakupione, nie warto by było zmarnować tak ważną okazję.

  Zamknęłam bar gdzieś po godzinie 22. Zmęczona wróciłam do mieszkania, gdzie czekał już Ramsey.
Zapomniałam, że zostawiłam u niego moje klucze.. no tak,kilka dni urlopu i nagły powrót do pracy – co robi z człowieka?
Przytuliłam chłopaka z całej siły na powitanie, po czym opadłam bezwładnie na kanapę i przysunęłam poduszkę, by móc oprzeć na niej głowę.
- Czego szukasz?- Szepnęłam cicho, patrząc na ciemnego blondyna.
- Co powiesz na wakacje w Dubaju?- Spojrzał na mnie podekscytowany.
Ożywiłam się.
Aż podskoczyłam w górę, kiedy wspomniał o wakacjach, do tego w Dubaju!
Wykrzyczałam tylko głośne ‘tak’ i mocno objęłam go w pasie.
- Wiedziałem, że Ci się spodoba.- Mruknął i ucałował lekko mój policzek.
Poczułam, że to wszystko nabiera sensu i już za kilka tygodni będziemy mogli cieszyć się tylko wspólnymi chwilami, bez  fotoreporterów i innych osób, którzy by nam przeszkadzali.
- A co z Euro?- Spytałam, opierając głowę na jego ramieniu.
- Wszystko sobie przemyślałem. Najpierw skoczymy do  Doniecka, zostaniemy tam na dwa dni, a potem od razu  do Zjednoczonych Emiratów Arabskich!- Przymknął powieki na znak, że już wszystko zaplanowane.
- Będę Cię wielbić do końca świata!- Powiedziałam z niedowierzaniem.
- Przestań.- Poczochrał moje włosy i wbił mi palec w żebro.
Pożałuje tego!
Ta lekka zabawa przerodziła się w coś dzikiego.
Zaczął mnie łaskotać, sprawiając, że nie mało wybuchłam ze śmiechu.
Ja nie pozostałam mu dłużna. Również  zaczęłam wbijać palce w jego słabe punkty.
Zachowywaliśmy się jak dzieciaki w przedszkolu, mimo to uwielbiałam taką zabawę.
Skończyliśmy, kiedy nagle wylądowałam na podłodze.
Oboje skomentowaliśmy nasze zachowanie gromkim śmiechem.Ostatnie takie chwile mają miejsce coraz częściej w naszym życiu i przyznam, że wychodzi to na dobre. Początki naszego związku były emocjonalne. Napajaliśmy się swoją obecnością i robiliśmy wszystko, by zapamiętać ten czas jako romantyczne chwile, teraz preferujemy lekką zabawę, mimo iż z wiekiem powinniśmy stawać się bardziej poważni, stajemy się bardziej zabawni, ale przede wszystkim najważniejsze jest pozytywne nastawienie. Bez niego praktycznie nic nie miałoby sensu.

***
Już zbliżamy się powoli do końca.
Przewiduję jakieś 3-4 odcinki i epilog.
Mam jednak dla was taką małą niespodziankę.
Postanowiłam zrobić II księgę tego opowiadania.
Historia Kate i Aarona będzie toczyć się dalej, taki ciąg dalszy tego, co było tutaj, ale pojawią się lekkie zmiany. Dodam nowego głównego bohatera, no i reszty dowiecie się później.. ;)
Miłego czytania!

23.Odszedł..

Dzisiaj miało odbyć się ostatnie spotkanie Arsenalu w tym sezonie. Przeciwnikiem był West Bromwich Albion, zajmujący 10 miejsce w tabeli. Kanonierzy będą walczyć o 3 miejsce, czwarty w tabeli Tottenham miał zaledwie 1 punkt straty do naszych, więc dzisiaj po prostu musieli wygrać.Ogromnym ciosem stał by się remis czy przegrana, o tym nawet nikt nie może myśleć.
 Na to jakże emocjonujące spotkanie zostali zaproszeni rodzice moi jak i Aarona.
Razem z brązowookim pomyśleliśmy, że wspólne kibicowanie na stadionie byłoby idealnym miejscem do lepszego zapoznania się, a w końcu oboje chcieliśmy, by atmosfera pomiędzy naszą rodziną była swobodna i przyjemna.

 Samotnie bez mojego chłopaka ruszyliśmy na stadion. Aaron już wczoraj popołudniu pojechał z kadrą na konferencję przedmeczową, a później wszyscy zakwaterowali się w pobliskim hotelu, by wypocząć a zarazem jeszcze lepiej przygotować się do gry.
Nasi rodzice dogadywali się znakomicie. Rodzicielki znalazły swój własny język,a ojcowie rozmawiali o motoryzacji i innych tego typu rzeczach.
Mała Rose przyozdobiona Arsenalowymi gadżetami z wielkim uśmiechem siedziała na kolanach u Josha, a ja jako ta "najbardziej odpowiedzialna"prowadziłam samochód Ramseya, gdyż był kilkakrotnie większy niż moje małe,stare BMW.
Korek ciągnął się niesamowicie długo. Niekiedy obawiałam się, że nie zdążymy,ale spokojnie wyjechaliśmy dość wcześnie, by dojechać na czas.

 Rodzinna atmosfera na The Emirates sprawiała, że czułam ciepło, jakim obdarzali się wszyscy fani Arsenalu jak i WBA.
Zajęliśmy miejsca dla Vipów, obok innych, sławnych osób i zniecierpliwieni czekaliśmy na pierwszy gwizdek.
Najbardziej podekscytowaną osobą była moja siostra, która po raz pierwszy miała przyjemność gościć na tak ważnym meczu. Ramsey stał się dla niej przykładem.Często spotykam się z jej słowami: " Kiedy będę mogła zobaczyć Aarona?". Zawsze uśmiecham się ciepło kiedy słyszę ten jej cieniutki, pełen słodkości głos. Doskonale wiem, że wielbi brązowookiego i już wyobrażam sobie akcję,kiedy wtuli się w jego tors i mocno go przytuli.
Mała szczęściara.
Razem z Joshua zaczęliśmy wyśpiewywać klubowe piosenki, kiedy obydwie drużyny wychodziły na stadion.
Nie musieliśmy czekać długo, już po kilku minutach wszyscy kibice zatracili się w przecudownych słowach i dołączyli do nas.
Mój tato nie przepadał za Arsenalem, więc z jego ust zaczęły wypadać wiązanki niezbyt miłych słów w stronę niektórych osób, co mi się cholernie nie podobało.Czy on zawsze musi coś wymyślić?!
Poprosiłam mamę, by choć trochę go uspokoiła, a sama wróciłam do delektowania się przecudnymi chwilami.
Chwyciłam lustrzankę i zaczęłam robić kolejne zdjęcia do mojej kolekcji.
Mogłam pochwalić się naprawdę pięknymi dziełami. Zawsze miałam talent dorobienia zdjęć, może powinnam zgłosić niektóre moje fotografie do jakiegoś konkursu? A nuż jakaś firma fotograficzna przyjęłaby mnie do siebie.
Fala radości objęła cały stadion kiedy Robin Van Persie posłał piłkę do siatki. Perfekcyjnie wykonany strzał kapitana i świetna asysta Walcotta, czego chcieć więcej?
Wszyscy niezmiernie cieszyliśmy się z takiego wyniku. Mijała23 minuta spotkania, a my już mogliśmy bić brawa dla naszych za wprost idealną grę.
Druga połowa nie różniła się praktycznie od pierwszej.  Kanonierzy naciskali na przeciwnika i robili wszystko, by być cały czas blisko bramki WBA i udawało im się to.
Dzięki skutecznym podaniom i zwartą drużyną dążyli do wygranej i zapewne zdobędą swój wymarzony cel- miejsce na podium w EPL.
Wszystko wskazywało na to, że mecz zakończy się szczęśliwie,z wygraną, bez żadnych poważnych kontuzji i innych rzeczy, które mogłyby przynieść niezbyt miłą atmosferę dzisiaj w szatni.
Wszyscy myśleli tak do minuty 73, kiedy to piłkarz Arsenalu-Carlos Vela  nagle upadł na murawę.
Spotykaliśmy się z takimi momentami, gdzie sportowiec bezwładnie ląduje na ziemi. Przykładem jest Fabrice Muamba, który nie tak dawno znajdował się w stanie śmierci klinicznej, po nieoczekiwanym  straceniu przytomności na stadionie.
Publiczność zamarła. Wszyscy wstali ze swoich miejsc, a kibice Arsenalu, w tym również ja poczęli wykrzykiwać pełne żalu i smutku słowa.
Jego życie nie mogło skończyć się tutaj i teraz.. Dopiero nabierał tempa, stawał się coraz bardziej lepszym piłkarzem, dostał szansę od bossa, a teraz? Teraz może już go z nami nie być..
Kilka sekund później pojawili się klubowi lekarze. Oczy każdego z Kanonierów były pokryte słonymi, pełnymi bólu łzami.
21 piłkarzy podbiegło w stronę Meksykanina, nie wierząc, że dzieje się to naprawdę.
Ja byłam kompletnie załamana. Trudno docierała do mnie wiadomość, że on może nie przeżyć.
Lekarze bez chwili zawahania reanimując go, zabrali jak najszybciej do pobliskiego szpitala.
Ciężko było wrócić po tak okropnym zdarzeniu obu grupom do gry..
Fanom również odechciało się kibicowania na pełnych obrotach, jednak to jeszcze bardziej dołowało.
Kanonierom potrzebne było wsparcie kibiców. Musieli poczuć,że wszystko będzie dobrze i wszystko skończy się szczęśliwie.
Razem z Joshem wzięliśmy to w swoje ręce. Kolejny raz rozpoczęliśmy śpiew klubowych pieśni, szło nam to z lekką trudnością, gdyż wszyscy byli przerażeni  tą chwilą,jednak wierzyliśmy, że wszystko będzie dobrze i nie poddawaliśmy się.
Końcowy wynik 2:1 rozpalił serca kibiców.
Byliśmy dumni z naszych Kanonierów, że nie poddali się i z sercem walczyli aż do końca.
Na wielu twarzach można było ujrzeć łzy- cierpienia, z powodu niespodziewanego upadku Carlosa jak i szczęścia, z zajęcia trzeciego miejsca w tabeli.
Podopieczni Wengera spisali się na medal w tym sezonie.
Początek nie należał do znakomitych, jednym słowem był beznadziejny. Stawialiśmy, iż klub w klasyfikacji końcowej zajmie 10 miejsce w tabeli, a wywalczył 3. Ogromny postęp w ciągu tych kilku miesięcy.
Oczywiście bardzo chcielibyśmy, by w końcu Londyn stał się na wieki czerwony i Arsenal zagościł na pierwszej lokacie, ale nie oszukujmy się City i United byli lepsi. Niestety..
Zeszliśmy wszyscy do szatni chłopaków. Kapitan od razu po zakończeniu meczu poszedł  spytać się co z Meksykaninem. Nie było go dłuższej chwili, a gdy wrócił to nie miał nam do przekazania pozytywnych informacji.
- Walczy o życie..- Usta Robina wygięły się w grymasie.
To był cios dla naszych uszu.
Ramsey bezradnie usiadł na ławeczce i ręcznikiem obtarł mokre od potu czoło.
Rose wskoczyła mu na kolana, nie zważając na resztę piłkarzy. Z początku chciałam skarcić jej postępowanie, jednak gdy zobaczyłam minimalny uśmiech na twarzy Walijczyka, odpuściłam.
Poczułam, że moja młodsza siostra pełni dla niego funkcję pocieszenia, otuchy.
Była młodą, nie rozumiejącą jeszcze całej sytuacji osóbką,mimo to wiedziała jak rozbawić człowieka, kiedy jest przybity.

Kiedy opuściliśmy wszyscy stadion i znaleźliśmy się w mieszkaniu Aarona, postanowiliśmy się wybrać razem do szpitala.
Nasi rodzice pozostali w domu, a my ruszyliśmy, obiecując im, że za godzinę postaramy się wrócić.
Kiedy Aaron jest podenerwowany i zawiedziony, nie odzywa się do nikogo, nawet ze mną nie zamienił ani słowa.
Spoglądał cały czas przed siebie i nie mógł doczekać się kiedy dotrzemy na miejsce.
Ja próbowałam zachować zimną krew. Sytuacja była naprawdę niezręczna. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim czymś, nie przeżyłam tego na własnych oczach.
Pobiegliśmy szybko w stronę pokoju pielęgniarskiego, by zapytać się o numer sali, jednak nie otrzymaliśmy odpowiedzi takiej, jakiej się spodziewaliśmy.
Jedna z kobiet, ubranych w biały żakiet skierowała nas do pobliskiej kostnicy..
Poczułam jak wszystko przed moimi  oczami wiruje.
Ramsey spojrzał na mnie z wielkim wyrzutem sumienia, po czym mocno mnie do siebie przycisnął.
Jego nie ma… Odszedł..

***
Witajcie!
Miałam dodać ten odcinek już kilka dni temu, ale jakoś nie miałam ochoty.
Dedykuję go Flavii. Obiecałam, ze będzie coś o Carlosie i jest, mimo iż tak smutnie, ale  jakoś wpadł mi ten pomysł i postanowiłam napisać.
Jak widzicie pojawił się również nowy szablon, za który niezmiernie dziękuję Divine.
Pozdrawiam i do następnego! xx

22. - Jestem z Ciebie dumna, wiesz?

Razem z Joshem zajęliśmy miejsce na Vip'owskiej loży i czekaliśmy aż gra się rozpocznie.
Ubrani w najcieplejsze ubrania i przyozdobieni szalikami reprezentacyjnymi Walii byliśmy pozytywnie nastawieni na to jakże emocjonujące spotkanie.
Kilu fanów zdołało nas rozpoznać, a to był kolejny, zaskakujący krok, pomijając dzisiejszego sędzię, który z uśmiechem się z nami przywitał.
Po raz pierwszy zostałam poproszona przez kilka osób o zdjęcie i autograf.
Było mi niezmiernie miło, gdyż jeszcze nigdy nikt mnie o to nie poprosił.
Poczułam, że fani zaczęli mnie akceptować i nie muszę przejmować się negatywną opinią na temat mojej osoby, przyznam, iż czułam się dumnie.
Po przeciwnej stronie dostrzegłam zarysy żon i dziewczyn piłkarzy Angielskiej reprezentacji, z którymi również załapałam całkiem dobry kontakt.
- Wychodzą!- Brat Aarona szturchnął mnie w ramię.
Już od samego początku byłam jakaś rozkojarzona.
Pospiesznie wyciągnęłam nowo zakupioną lustrzankę, która przedwczoraj przeżywała straszne katusze i zaczęłam robić pamiątkowe zdjęcia.
- Czy ty przypadkiem nie wpadłaś w nałóg?- Zaśmiał się, kiedy już od kilkunastu minut byłam zafascynowana robieniem fotografii.
Westchnęłam i  odłożyłam aparat do torby, faktycznie przesadzałam!
Potarłam o siebie moje zmarznięte ręce i wsadziłam je do kieszonek kurtki.
- GOL!- Joshua krzyknął na cały głos, po czym uradowany podskoczył do góry, krzycząc jakieś niezrozumiałe wyrażenia.
No tak.. oczywiście zamyślona Kate musiała wszystko przegapić, rozglądając się we wszystkie strony i obserwując inne osoby, świetnie!
- Ramsey, Ramsey, Ramsey, Ramsey!- Tłum zaczął krzyczeć.
Dopiero teraz doszło do mnie, że to Walia zdobyła gola, a Aaron był tym szczęśliwcem, który posłał piłkę do siatki!
Szkoda, że tutaj nie można nacisnąć "replay" i obejrzeć powtórkę momentu, kiedy piłka zostaje uderzona i wlatuje pomiędzy dwa słupki..
- Aaron!- Młody Ramsey znowu mnie szturchnął.
Odwróciłam swój wzrok a uśmiech na twarzy pojawił się od razu.
Radosna mina Ramseya i innych, stojących obok niego zawodników sprawiła, że moje serce unosiło się coraz wyżej. I to był plus oglądania meczów z "widowni".
Pomachałam mu, choć i tak wiedziałam, że tego nie zauważy, gdyż powoli odbiegał.
Przybiłam piątkę z ciemnym blondynem po czym już w skupieniu zaczęliśmy śledzić poczynania piłkarzy na boisku.
Sensacji nie było do końca pierwszej połowy. Wynik 1:0 utrzymywał się przez cały czas.
Nieudanych akcji było wiele ze strony Walii jak i ze strony przeciwnika- Anglii.
Wszyscy byliśmy nastawieni na wysokie emocje do końca spotkania, mimo iż Walia zajmuje niską lokatę w tabeli, teraz jej stan się nieco poprawił.
Anglia oczywiście była dzisiejszym pewniakiem, każdy tak mówił.
Jako Angielka z krwi i kości powinnam trzymać kciuki za swój kraj, jednak dzisiaj byłam za Walią, dziś czułam się jak prawdziwa, Walijska kobieta!
- Kupić Ci coś w bufecie?- Usłyszałam głos obok.
- Jakbyś mógł to weź mi gorącą kawę, cholernie zmarzłam!- Zadygotałam zębami.
Kiedy Josh zaszył się w tłumie kierującym się w stronę niewielkiego bufetu, do mnie przysiadła się jakaś niska dziewczyna.
Z początku mi kogoś przypominała, jednak twarz jej była otulona grubym, granatowym szalikiem i nie mogłam rozpoznać jej twarzy.
- Hej!- Uśmiechnęła się.
- Hej, Isabelle!- Dopiero po jej głosie poznałam, że była to dziewczyna Garetha Bale.
Posłałam jej ciepły uśmiech, a po krótkiej chwili zaczęłyśmy opowiadać sobie wszystko z przeszło kilku miesięcy.
Joshua nie znał tej dziewczyny, więc kiedy do nas dotarł, to na jego twarzy zaczęło malować się zaniepokojenie a zarazem ekscytacja, gdyż dziewczyna według niego wyglądała na prześliczną.
Już wiem po kim odziedziczył ten wzrok, którego czasem trudno rozszyfrować. Normalnie drugi Aaron!
- Poznajcie się. To Isabelle!- Podała mu rękę.
- Joshua.- Zaczął uwodzić.
Temperatura nieco wzrastała. Podśmiewałam się lekko pod nosem, kiedy młody z coraz większym pożądaniem spoglądał na blondynkę.
Niech no tylko Gareth zobaczy co się tu dzieje.. Kąciki moich ust znowu uniosły się do góry.
Tylko podrywy im w głowie.
Isa poprzez dystans do niego chciała pokazać, że nic z tego nie wyjdzie, mimo to, ten dalej czarował.
- Joshua, ja wiem że się starasz i doceniam to, ale mam chłopaka, nawet tutaj jest.- Wskazała palcem na mężczyznę w czerwonym kostiumie z numerem 11.
Mina momentalnie mu zrzedła. Upił łyk przestygniętej już mokki i w milczeniu oddał się oglądaniu ostatnich minut meczu.
Mijała 80 minuta a na bilbordach widniał wynik 1:1 po cudownym lobie Rooneya, bramkarz nie miał szans.
Kibice porwali się na śpiewanie klubowych piosenek dopiero po raz pierwszy w tej połowie.
Z wielkimi uczuciami wyśpiewywałam każde słowa, gdyż czułam, że "nasi chłopcy" wygrają to spotkanie.
Walijczycy praktycznie przez cały czas byli w posiadaniu piłki, więc tylko dobra okazja i będzie 2:1.
Jak chciałam, tak się stało.
w 85 minucie piłkę do bramki posłał nie kto inny jak Aaron! A ze świetnej asysty mógł cieszyć się Steve Morison.
Naszej radości nic nie mogło opisać.
Po pierwsze Walia na pewno utrzyma ten wynik do końca spotkania, po drugie Aaron zaprezentował nam w jakiej jest formie, strzelając dwa przecudne gole.
Wszyscy skakaliśmy ze szczęścia. Jedynie co teraz chciałam zrobić to podejść do niego, dumnie go przytulić i podziękować za najwspanialszy mecz jaki kiedykolwiek oglądałam!
Staliśmy razem z Isabelle i młodym przy wyjściu i czekaliśmy na Aarona i Garetha, którzy obiecali nam, że postarają się wyjść jak najszybciej.
Oczywiście krótkie wywiady i autografy dla fanów zajmą trochę czasu, ale to nic.
Teraz to czekałabym nawet 24 godziny, by w końcu ujrzeć go w pełni rozpromienionego.

Rzuciłam mu się na szyję, kiedy po dwóch godzinach pojawili się przy nas.
Otulił mnie swoimi ciepłymi rękoma i z wielkim bananem na twarzy wykrzyczał niezrozumiałe mi słowa.
Ucałowałam lekko jego policzek, po czym złapałam za rękę i pociągnęłam w stronę reszty, która była już prawie przy parkingu.
- To jak? Teraz imprezka?!- Earnshaw podbiegł do nas.
Brązowooki oczywiście wydał z siebie okrzyk radości, mówiący, że teraz tylko tego mu potrzeba.
Pospiesznie pobiegliśmy pod Audii, którym kierował brat mojego chłopaka i jak najszybciej dotarliśmy do domu.
Wzięłam gorący prysznic, przebrałam się w elegancką kreację, a kiedy chłopacy się przygotowywali, ja opowiadałam o całym spotkaniu Marlene i Kevinowi, którzy niestety nie mogli pojawić się na spotkaniu.
Byli uradowani z tak wielkiego sukcesu syna, ja reagowałam tak samo!

Ruszyliśmy w stronę taksówki, która podjechała pod dom państwa Ramsey, a potem oddaliśmy się kilkunastominutowej jeździe po Cardiffie, aż w końcu dotarliśmy pod sam klub.
Paparazzi już od samego początku szalało przed wejściem, robiąc setki zdjęć wszystkim, którzy się tutaj pojawili.
Przy schodach pojawiło się już wiele znajomych osób.
Josh powędrował gdzieś w stronę parkingu, gdzie kręciło się od dziewczyn, a my z Aaronem skierowaliśmy się do grupki jego przyjaciół z drużyny.
- Jestem z Ciebie dumna, wiesz?- Szepnęłam i mocniej ścisnęłam jego rękę.

***

Odcinki idą w ekspresowym tempie.
Aż sama się dziwię.
Pisałam ten odcinek siedząc na balkonie. Tak mnie jakoś natchnęło i powstał 22 rozdział.
Nie należy do udanych, gdyż występują liczne błędy językowe, za które przepraszam.
Nie potrafię się od nich uchronić i robię je bardzo często, musicie się z tym pogodzić.
Pozdrawiam xx

21. Normalnie jak dzieci.

Po przebudzeniu starałam się nie otwierać oczu, było mi zbyt dobrze, by otworzyć powieki a po krótkiej chwili wstać i rozpocząć ciężki dzień w pracy.. zaraz, dzisiaj nie ma pracy, jestem w Walii.
Odetchnęłam z ulgą, po czym lekko się zaśmiałam kiedy ktoś przejechał palcem po moim ramieniu.
Mruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem i przewróciłam się na drugi bok, zakrywając kołdrą aż po same uszy, w pomieszczeniu było okropnie zimno.
 - Wstawaj śpiochu.- Usłyszałam zaspany głos przy moim uchu.
Przygryzłam lekko dolną wargę i obróciłam lekko głowę. Uchyliłam lekko prawą powiekę, a przed moimi oczami malowała się rozpromieniona twarz Aaron'a.
Kilka sekund później jego usta wpiły się w moje. Przyznam, że teraz nie chciałam ruszać się w ogóle z tego łóżka. Ciepłe dreszcze przechodziły przez moje całe ciało, co sprawiało, że nie czułam już chłodu. Do szczęścia wystarczyłby mi tylko Ramsey, nic więcej.
 - To co dzisiaj zamierzamy robić?- Przeciągnęłam i oparłam się na łokciach.
 - Zwiedzimy trochę okolicę. Chciałaś poznać Caerphilly, więc dzisiaj ostatnia szansa. Jutro zaczynam treningi z reprezentacją, chyba że wolisz towarzystwo Josh'a lub rodziców, to możesz iść z nimi we wtorek.- Posłał mi zawadiacki uśmiech na co ja zareagowałam zniesmaczoną miną.
 - Nie znam twojego brata zbyt dobrze, ale w sumie nie musiałabym wysłuchiwać twoich narzekań, więc wtorek byłby lepszy.- Zaśmiałam się.
 - O proszę, miło mi słyszeć te słowa, Panno Kate. - Puścił mi oko, po czym wplątał swe palce w moje ciemne kosmyki.
 Jeszcze przez długą chwilę droczyliśmy się o mało ważne rzeczy, a później musieliśmy zejść na dół, gdyż Marlene przygotowała śniadanie.
Rodzinna atmosfera wypełniająca dosłownie każdy centymetr pomieszczenia pomogła mi się zaaklimatyzować u Państwa Ramsey'ów. To było wręcz niesamowitym doświadczeniem.
Człowiek spędził tu dosłownie dobę a czuje się tak, jakby mieszkał tu od wielu dobrych lat.
Naciągnęłam na siebie beżowy sweterek i za brązowookim zbiegłam na dół.
Zajęłam miejsce obok niego i nalałam sobie świeżej, gorącej kawy, której aromat rozchodził się już po całym domu od kilkunastu minut i samym zapachem postawił wszystkich na nogi.
 Chwilę później w pomieszczeniu pojawił się również Josh. Przywitał się ze wszystkimi i również usiadł przy stole.
Miła i radosna atmosfera sprawiała, iż chciało się żyć. Nawet w taki dzień jak ten - zachmurzony, mroźny.
 - To jak, wybieracie się gdzieś dzisiaj?- Usłyszeliśmy głos Kevin'a.
 - Tak, Aaron ma mi pokazać miasto.- Posłałam mu ciepły uśmiech.
 - Zmieniłaś zdanie?- Tym razem to szept Aaron'a obił się o moje uszy.
 - Nie usłyszałeś sarkazmu w moim głosie?- Spytałam lekko zażenowana i puściłam mu oko, na co ten się zaśmiał i upił łyk ciemnej cieczy.
 - Bądź ostrożna. Nie jedną dziewczynę zaprowadził w jakieś tajemnicze miejsce i pozostawił ją na pastwę losu, tłumacząc iż musi znaleźć "toaletę".- Ręka Josh'a znalazła się na moim ramieniu.
Z niedowierzaniem spojrzałam się na brązowookiego, a potem wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Niezłych historii się dowiaduję od rodziny mojego chłopaka. No cóż jak nakazał mi brat Aaron'a będę ostrożna. Stać go na wiele rzeczy, lecz spokojnie, Jenkinson został w Londynie, więc nic głupiego nie wpadnie mu do głowy, przynajmniej mam nadzieję..
 Po śniadaniu i krótkiej rozmowie o nandos i Kanonierach ruszyliśmy zwiedzać Caerphilly.
Jak już wspominałam, miasto wyglądało przecudnie a szczególnie Caerphilly Castle, który został zbudowany w II połowie XIIIw. Ciężkie i potężne mury, mimo to pełniły rolę 'ochroniarza' miasta.
Wyciągnęłam lustrzankę i zrobiłam kilka naprawdę dobrych zdjęć. Za bardzo wciągnęłam się w to zajęcie, gdyż brązowooki zniknął mi z horyzontu.
Z początku myślałam, że powtórzył historię, o której wspominał mi Josh, ale bez przesady.
Chyba nie jest tak głupi, by zostawiać mnie tutaj przy kilkunastostopniowym mrozie.
- Aaron!- Krzyknęłam pierwszy, potem drugi raz.
Nic. Nie ma go. Zapadł się pod ziemię. Znikł.
- Ramsey!- Syknęłam lekko zdenerwowana.
Stóp już praktycznie nie czułam jak i rąk. Niech się tylko pojawi!
Wyłączyłam aparat i schowała go do torby. Miałam już kierować się w stronę powrotną do domu, mniej więcej pamiętałam drogę, więc nie martwiłam się, że się zgubię, kiedy usłyszałam za sobą przeraźliwie głośny, dobrze znany mi śmiech.
- Mam Cię!- Poczułam jak jego ręce oplatają moją talię.
- Idiota!- Skwitowałam zdenerwowana, jednak przyznam, że nie potrafiłam się na niego długo złościć.
On po prostu był tą osobą, przy której czułam się naprawdę bezpiecznie, nawet przy teraźniejszej sytuacji, gdy żartował ze mnie.
 - Co powiesz na łyżwy, tak na przeprosiny.- Obrócił mnie w swoją stronę.
 - Mieliśmy zwiedzać miasto.
 - Przyjedziemy tu jeszcze w lecie, będzie lepiej.
 - No..
 - Więc idziemy!- Nie pozwolił mi dokończyć, tylko "zarzucił mnie" sobie na plecy i zaczął biec przed siebie.
 - Aaron! Lustrzanka. Uważaj. Na. Nią. Postaw. Mnie. Na. Ziemię. Proszę. Cię. - Moje pojedyncze słowa i piski nie działały na niego w żaden sposób.
 Przystopował dopiero wtedy, kiedy jego lewa noga pod wpływem lodu pośliznęła się i oboje wylądowaliśmy w wielkiej zaspie śniegu.
Normalnie jak dzieci, maluchy, dla których zabawa w śniegu jest niesamowitą frajdą.
 - Przeprosiny przyjęte?- Usłyszałam jego głośny śmiech.
Podniosłam głowę i szybko się otrzepałam. Całe szczęście, że nikogo nie było w pobliżu.
 - Wiesz co, darujmy sobie te łyżwy. Zbyt dużo przeżyć na dziś, chcę wrócić do Anglii w całym kawałku.- Wstałam i sprawdziłam czy nie uszkodziłam mojego nowego sprzętu.
 - Nie! Obiecałaś, że idziemy, to idziemy!- Zerwał się na nogi, chwycił moją rękę i znowu zaczął biec jak szalony.
 Co za niewyżyty człowiek!


***
Witam was po długiej nieobecności.
Testy minęły, jest luz, macie mnie już do września!
Przepraszam was za dużą ilość dialogów, które kompletnie mi nie wychodzą i dziwną, niezbyt udaną końcówkę, którą powinnam zmienić, ale jakoś nie mam już siły.
Ogólnie wiele zastanawiałam się nad losami tego bloga i już sama nie wiem.
Jestem niesamowicie zżyta z tą historią. Aaron Ramsey, Kanonierzy, Arsenal, Kraje Celtyckie = całe moje życie.
Trudno jest mi kończyć tego bloga i na razie nie zamierzam tego robić.
Wiem, że popularność tego bloga zmalała, jednak mam moje stałe czytelniczki, które wspierają mnie i motywują do dalszej pracy, więc niezmiernie dziękuję Wam z całego serca, gdyby nie wy, pewnie już dawno zakończyłabym z tym blogiem.
Trzymajcie się! xx




20. - I spróbuj mi teraz wmówić, iż jesteś osobą cichą.

Aaron miał już przyjemność poznać moich rodziców.
Powiem szczerze, że nie chcę wracać myślami do tego spotkania. Niesmak na mojej twarzy można ujrzeć zawsze, kiedy wspominam tamte dni.
Moi rodzice nie należą do zbyt przyjaznych osób, a szczególnie mój ojciec, który na każdym kroku chciał dopiec chłopakom. Ich żarty w niczym nie pomagały, jeszcze bardziej pogarszały atmosferę.
 Natomiast dzisiaj to ja zaprezentuję swoją postać w rodzinnym domu państwa Ramsey.
Już od kilku godzin razem z brązowookim byliśmy w trasie do Caerphilly.
Nie miałam przyjemności gościć w Walii, lecz na pierwszy rzut oka wskazuje na to, że pokocham ten celtycki kraj, posiadający swoją własną, odległą do innych państw, wyjątkową historię.
Ogromna ilość zamków wznoszących się na wzgórzach, obsypane białym puchem pagórki idealnie kontrastujące z otoczeniem i stare, wyglądające przecudnie budowle, pochodzące z XVII wieku, tu chciało się po prostu żyć!
Idealne miejsce by odpocząć od tłocznego, głośnego Londynu.
Z opowiadań chłopaka wywnioskowałam, iż Marlene i Kevin- jego rodzice są sympatycznymi osobami. Może uda mi się nawiązać z nimi dobry kontakt.
Aaron już od samego wyjazdu wpaja mi, że jestem spokojną, inteligentną dziewczyną, jaką jego rodzice na pewno polubią, ja nie byłbym tego taka pewna.
Każdy potrzebuje choć minimum zabawy i śmiechu.
Ja niestety nie potrafię zaoferować wycieczki kolejką górską, gdzie będziemy krzyczeć i wydzierać się wniebogłosy, że życie jest piękne. To nie mój styl.
Nikt nie lubi dziwnych i nudnych osób takich jak ja, i mimo iż jestem cierpliwa i spokojna, to moja cichość i tak przewyższa nad tym wszystkim.
Ramsey pewnie zaraz wybuchnie, że jestem chora psychicznie, bowiem tak sądzę, więc lepiej by było się nieco uciszyć.
Włączyłam radio i zaczęłam wymachiwać lekko rękami do melodii, wypełniającej cały samochód.
- I spróbuj mi teraz wmówić, iż jesteś osobą cichą.- Aaron zaśmiał się lekko i wbił swój wzrok w moją twarz.
- Po prostu mam dzisiaj dobry dzień.- Zanuciłam mu w rytm podkładu, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.
Może i teraz Ramsey miał rację, potrafię się rozkręcić, ale to tylko w jego towarzystwie.
My jesteśmy dla siebie stworzeni. Wypełniamy się nawzajem, łączymy się, stajemy się jednością, z dnia na dzień coraz bliższą, i aż trudno pomyśleć, że kilka miesięcy temu mogłam nawrzeszczeć na niego za wylanie jakiejś kawy, czy tam czegoś..
-Weź głośniej! Coldplay leci!- Ze śmiechu wyrwał mnie uradowany głos brązowookiego.
Mówiłam już, że wielbi ten zespół?
Moje usta wygięły się w wielki banan kiedy zaczął nucić Paradise.
Jego głos był idealny. Z zapałem wpatrywałam się jego usta i śledziłam każde słowo, wyśpiewywane przez niego.

Life gones on, it gets so heavy
The wheel breaks the butterfly
Ebery tear's a waterfall
In the night the stormy night she'll close her eyes
In the night the stormy night away she'd fly..
- Jesteśmy!- Uśmiech z twarzy Ramsey'a nie schodził nawet na sekundę.
Widać było, że cholernie tęsknił za swoimi bliskimi.
Niepewnie wysiadłam z samochodu i chwyciłam małą paczuszkę z prezentem dla mamy Aaron'a.
Brązowooki objął mnie ramieniem i niewielką dróżką skierowaliśmy się do jego rodzinnego domu.
Z podwórka rozpościerał się widok wysokich drzew i krzewów. Wyglądało to przecudnie.
Widać, że natura zwyciężyła wszystko. Koniecznie muszę odwiedzić to miejsce latem!
- Jesteśmy!- Aaron wrzasnął na cały głos.
Chwilę potem w wielkim korytarzu pojawili się rodzice. Mój chłopak nie kłamał.
Na pierwsze wrażenie wydawali się być bardzo sympatyczni i uprzejmi.
Ucałowałam Marlene w policzek i wręczyłam jej prezent.
- Niewielka szkatułka z Big Ben'em. Aaron mówił, że uwielbia pani kolekcjonować takiego typu rzeczy.- Uśmiechnęłam się najmilej jak mogłam.
- Dziękuję.- Uścisnęła mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.
Dla Kevina nie miałam niestety prezentu. Z tego co słyszałam lubi dostawać w prezencie alkohol, a tym miał zająć się brązowooki.Już wiem, dlaczego Aaron tak bardzo lubi procenty.
W salonie czekał na nas Josh- brat Ramsey'a.
Przywitałam się z nim, po czym wszyscy zaczęliśmy niewielką pogawędkę.
Opowiedziałam im trochę rzeczy o mnie, zrobiłam wszystko, by mnie jak najlepiej poznali.
Poznali nawet historię naszego pierwszego spotkania z Kanonierem.
Josh oczywiście skwitował, że Aaron jest ślamazarnym chłopakiem, więc nic dziwnego, że na mnie wpadł.
Zbliżała się już 22:00. Kevin rozmawiał z brązowookim o lidze angielskiej, natomiast ja z Marlene siedziałyśmy w kuchni i rozmawiałyśmy na babskie tematy.
Ta kobieta była jedną z najfajniejszych kobiet jakie kiedykolwiek spotkałam. Ten fakt stwierdzam dwie godziny po tym, jak ją poznałam i nie waham się mojego zdania, jest naprawdę wyjątkowa.
 Czułam jak moje oczy kleiły się ze zmęczenia. Przebyliśmy dzisiaj kawał drogi.
Jedynie o czym teraz marzyłam to miękka poduszka i słodki głos Aaron'a, który zawsze działa na mnie kojąco.
- Tutaj jest nasz pokój, a tam po lewej stronie łazienka.- Ramsey wskazał mi dwa najpotrzebniejsze pomieszczenia.
Posłałam mu lekki uśmiech, po czym bezwładnie opadłam na łóżko i udałam się w objęcia Morfeusza.

***
WTF. Co to za końcówka?! Zabijcie mnie za nią, proszę.
Zarys na ten odcinek już mi się pojawił w głowie kilka tygodni temu i postanowiłam go napisać.
Liczę na szczerą opinię!
Pozdrawiam xx







19. Jesteś tylko i wyłącznie moja!

Dzisiaj wracaliśmy do Londynu.
Sylwester zaczyna się za kilka godzin. Jenkinson dostawał padaczki na samą myśl, że to już dzisiaj, że znowu będzie 'walił gaz', jak to ujął.
Boże, widzisz i nie grzmisz..
Zajęliśmy miejsce w aucie Aaron'a i ruszyliśmy. Droga strasznie nam się dłużyła. Przeogromne korki, kilkugodzinne postoje, to był zły pomysł, by wyruszyć o tej porze, ale oczywiście nasz Carl musiał zaszyć się w jakimś klubie i nie wrócić na kilka dni do domu.
Ile my się strachu najedliśmy..
Wykończyli mnie przez te święta. Naprawdę!
Rozłożyłam się na tylnych siedzeniach i przymknęłam powieki. Wiedziałam, że minie jeszcze kilka dobrych godzin, zanim dotrzemy do Londynu.

- Panno Ramsey, czas już się obudzić!- Aaron szepnął mi do ucha.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, kiedy jego usta złączyły się z moją skórą.
- Panno Ramsey? Brzmi nieźle.- Przeciągnęłam się.
Wybuchł śmiechem.
- Idziemy, Panno Ramsey. Jesteśmy już spóźnieni, a musimy się jeszcze przygotować.- Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę niewielkiej uliczki.
- Widzimy się za 20 minut, okej?- Dodał i zaszył się w swoim mieszkaniu.
Przytaknęłam na jego słowa i wbiegłam szybko do swojego domu, by przygotować się w jak najszybszym czasie.
Pięciominutowy prysznic postawił mnie na nogi. Byłam totalnie zmęczona po tej podróży, a zbieranie się w ciągłym biegu na imprezę Sylwestrową dobiło mnie już totalnie.
Niczego nie mogłam znaleźć.
Biegałam kilkakrotnie po wszystkich pokojach w poszukiwaniu butów i dodatków do sukienki.
Byłam spóźniona. Aaron czekał już na mnie na dworze, ale oczywiście musiałam zrobić wszystko, by wyglądać tej nocy normalnie.
Gwiazdy światowego futbolu, najsłynniejsze brytyjskie modelki, blaski fleszy, nie mogłam pokazać się z mojej gorszej strony.
Wzięłam głęboki oddech, po czym przejrzałam się w lustrze.
Poprawiłam lekko kosmyk moich włosów, który niesfornie opadał na moje ramię i stwierdziłam, że jestem gotowa.
- Mam Cię udusić?- Walijczyk podszedł do mnie i złapał mnie lekko za policzek.- Wyglądasz cudnie.- Dodał po chwili.
Prychnęłam lekko pod nosem. Tak jasne. Mogę przyjąć różne komplementy na temat mojego wnętrza, lecz nie okładki. Wybacz Aaron, ale kłamiesz!
Po kilku minutach droczenia się wsiedliśmy do wielkiego, czarnego samochodu, który właśnie podjechał pod mieszkanie brązowookiego.
Stresowałam się. Nie byłam przygotowana na to, by jakieś moje zdjęcia z dzisiejszego Sylwestra znalazły się jutro rano w jakichś brukowcach.
Nieraz spotykałam się z artykułami o Kanonierach i ich dziewczynach czy żonach.
Opinie, jakie były napisane o tych dziewczynach totalnie wzbudziły we mnie złość.
Nie chciałam, bym teraz ja była tą jedną z nich.
No nic. Co będzie, to będzie. Nie trzeba martwić się na zapas.

Wysiedliśmy obok wielkiego budynku.
Muzykę można było słyszeć już przy samym wejściu. Kurczowo złapałam rękę Aaron'a i nieco się do niego przybliżyłam.
Obmierzył mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami, wiedział że nie jestem przyzwyczajona do takich 'eleganckich' spotkań.
Mocniej ścisnął moją rękę, po czym z lekkim zawahaniem przekroczyliśmy próg jednego z większych pomieszczeń.
- Aaron!- Na mojego chłopaka rzucił się rozluzowany Kieran.
Jego postawa nieco mnie rozśmieszyła. Myliłam się jednak co do tego 'eleganckiego' przyjęcia.
Wszyscy bawili się w najlepsze, nie zważając na kamery i fotoreporterów krążących wokół nich.
Ramsey opuścił mnie na chwilę, by móc  obgadać kilka spraw ze swoim najlepszym przyjacielem. Rozłąka z nim na kilka dni spowodowała moment tęsknoty.
Kiedy wracaliśmy to tylko nawijał o tym, że w końcu zobaczy się z Gibbsem.
Postanowiłam zwiedzić trochę salę. Może znajdę jakąś znaną mi osobę.
Połowa z gości wiedziała, że jestem z Aaronem, dlatego też większość z nich reagowała szczerym uśmiechem, kiedy mnie zauważali.
Miło było z ich strony. Nie czułam się odtrącona, mimo iż byłam zwykłą dziewczyną z normalnej rodziny. Prawie połowa kobiet z dzisiejszej imprezy miała miano modelki, czy prezenterki TV, po prostu były sławne.
Trudno było mi znaleźć wspólny język z niektórymi z nich. Jedynie z Kanonierami utrzymywałam normalny kontakt, w sumie wystarczy mi to. Mam przy swoim boku Aaron'a, jego przyjaciół, którzy mnie wspierają, jest fajnie!
- Idziemy tańczyć, lady!- Samir pociągnął mnie za rękę.
Wstydziłam się! Te kamery skierowane na nas przerażały mnie.
- No dalej, obrót!- Brunet zaczął ruszać się w rytm francuskiego tańca.
Pisnęłam lekko, kiedy obrócił mnie o 180 stopni i złapał w pasie.
Jego zamglone oczy wyglądały śmiesznie, do tego mina po kilku głębszych.., roześmiałam się!
- Tak, tak. Ja wiem z czego słyną Francuzi, Panie Nasri.. Więc odbijamy!- Przy moim boku pojawił się Ramsey.
Cholera. Czy on musi być taki zazdrosny?
Pokręciłam głową z dezaprobatą i znowu wybuchłam gromkim śmiechem.
- No co? Jesteś tylko i wyłącznie moja!- Wtulił lekko twarz w moją szyję.
- Kocham Cię, wiesz?- Szepnęłam mu to do ucha i zawiesiłam ręce na jego szyi.

***
Końcówkę totalnie zepsułam. To nie miało tak wyglądać.
Tak by the way to jestem w tym samym czasie na dwóch blogach, nieźle wyszło.
Cóż odcinek miał być całkiem inny, ale postanowiłam, że dodam go w rozdziale 20.
Brakuje mi motywacji do prowadzenia tego bloga. Z każdym dniem jest was coraz mniej i już sama nie wiem czy prowadzić to dalej, mimo co mam pomysły na jakieś 3-4 odcinki, więc postaram się opublikować moje wymysły, ale nie zaprzeczam, że już niedługo może pojawić się epilog.
Cóż. Na razie nie będę wypowiadać się więcej na ten temat, sama muszę wszystko jeszcze przemyśleć.
Do następnego!






18. Co za banda goryli! Zachować się nie umieją w obcym miejscu.

Święta Bożego Narodzenia spędzałam razem z rodziną.
To było trudne doświadczenie opuścić Aarona jak i resztę Kanonierów.
A jeszcze trudniejsza była myśl, że opuszczę jego 22 urodziny.. Kiedyś opowiadał mi, że chciałby spędzić je z bliską osobą, którą kocha. Obecność takiej istoty byłaby dla niego najlepszym prezentem.
Obracałam właśnie szwajcarski zegarek marki Swatch, który miałam wręczyć Walijczykowi po powrocie do Londynu i rozmyślałam nad szybkim dostaniem się do stolicy. Tak bardzo chciałam być z nim w dniu jego święta.

Ukryłam szybko zegarek w niewielkim pudełku, gdyż usłyszałam cichutkie kroki zmierzające w kierunku mojego pokoju. Rosie. Ta mała blondynka potrafi zepsuć wszystko!
- Kate!- Krzyknęła swoim słodkim głosem.
Spojrzałam na nią czułym wzrokiem. Bardzo stęskniłam się za jej słodkimi dołeczkami uginającymi się w uroczym uśmiechu. Kochałam ją, tylko dzięki niej w domu panowała zabawna atmosfera.
- Stało się coś?- Złapałam ją w pasie i posadziłam na kolanach.
- Ktoś do Ciebie przyszedł. - Mruknęła, wtulając się w moją szyję.
Zdziwiłam się.
Pewnie Alice o czymś sobie przypomniała.
Bez wahania wzięłam małą na ręce i zbiegłam na dół, by zobaczyć kto tak naprawdę mógł przypomnieć sobie o mnie, o tej porze.
Tak jak przeczuwałam. Alice stała w progu i trzęsła się z zimna.
- W końcu!- Zaszczękała, a za nią usłyszałam śmiechy innych osób.
- Jest tam ktoś jeszcze?- Wyjrzałam za drzwi.- Rosie, idź do rodziców.- Postawiłam małą na podłodze i dałam jej rozkaz, nie chciałam by się przeziębiła.
- Tak! Ci dwaj pomylili mieszkania. Brutalnie 'wdrapali' się do mojego domu, krzycząc jakieś przedziwne rzeczy. Musiałam ich przyprowadzić, gdyż nie są w stanie zrobić nawet kroku.- Potrząsnęła głową i wskazała na dwójkę pijanych chłopaków.
Ramsey?! Jenkinson?!
Chwyciłam się za głowę i w samych ciapach wybiegłam na zewnątrz.
- Co wam strzeliło do tych pustych łbów?!- Krzyknęłam na cały głos.
Chciałam być razem z Aaronem w dzień jego urodzin, ale ich postawa sprawiła, że cała trzęsłam się ze zdenerwowania.
Ramsey dobrze wiedział, że nie trawiłam alkoholu i zawsze jestem zła, kiedy widzę go pod lekką fazą.
- Kate!- Przyciągnął mnie lekko do siebie i musnął moją szyję.
Ciepło jego pocałunku sprawiło, że moje ciało zadrżało..
Mimo to dalej byłam zła. Chwyciłam brązowookiego pod ramię a Alice kazałam chwycić Carla, gdyż ten również nie różnił się postawą z Aaronem.
Najgorszy problem będzie z moim tatą, który zapewne będzie przeciwko przenocowania chłopaków.
Zawołałam mamę na korytarz. Widziałam oburzenie w jej oczach, mimo to wysłuchała mojego monologu i zgodziła się, by zostali u nas na noc.
Cicho powędrowaliśmy do mojego pokoju.  Tato brał właśnie prysznic, więc spokojnie miałam kilka minut bez jego wywodów.
- Po co piłeś?!- Syknęłam cicho w kierunku blondyna.
Spojrzał na mnie swoim szaleńczym wzrokiem i położył dłoń na moim kolanie.
-Aaron!- Krzyknęłam z lekkim oburzeniem, po czym wstałam z krzesła i zaczęłam obmyślać plany, gdzie ich przenocować.
Chwilę później pościeliłam łóżko, na którym miał spać Aaron z Carlem.
Mi wystarczy kanapa w salonie.
Po chwili oboje usnęli przyklejeni do poduszki.
Ciche pochrapywanie sprawiło, że poczułam lekką ulgę.
Wiedziałam, że tak szybko się nie obudzą.
Sama natomiast zeszłam na dół, by zamienić kilka słów z moim ojcem.
Byłam pewna, że przymruży oko na ich postawę, gdyż miałam zamiar wyznać mu kim są chłopacy. Mój tato uwielbia Premier League, więc rozmowa z gwiazdami sławnego Arsenalu sprawiłaby, że skakałby z radości.
W sumie to lubi Manchester United, ale z Kanonierami również by się dogadał.
Przycupnęłam przy kominku w salonie i wpatrywałam się w twarz taty.
- Stało się coś?- Spytał, przerzucając wzrok na moją osobę.
- Nie będziesz zły, jeśli powiem Ci, że dwóch Kanonierów zostaje dzisiaj u nas na noc?- Wymusiłam się na lekki uśmiech.
- Kanonierów powiadasz?- Ujrzałam błysk w jego oku.- Skąd u nas wzięli się piłkarze ARSENALU?!- Krzyknął przerażony a zarazem stał się najszczęśliwszą osobą na ziemi.
- Ciii! Oni śpią.- Przyłożyłam palec do ust.
Zrobił dziwną minę. No cóż, nie wypadało mówić, że padli jak nieprzytomni z przepicia się, więc po prostu wytłumaczyłam mu, że byli bardzo zmęczeni podróżą.
Tato wypytywał się mnie o przeróżne rzeczy dotyczące oczywiście podopiecznych Wengera i chyba zrobiłam z niego Kanoniera!
Zaczął opowiadać mi o meczach Arsenalu, składzie tej drużyny i wymieniał mi różne ciekawostki, jakbym czegoś nie wiedziała o tej drużynie..
Aż śmiać mi się chciało kiedy tak nawijał o Kanonierach. Nawet nie wiedział o tym, że wiem więcej na temat londyńskiej drużyny niż on, ale cicho, na razie nie chciałam mu mówić, że tworzę związek z jednym z pomocników. Na to jeszcze będzie czas.
Zadowolona poszłam sprawdzić co dzieje się na górze.
Tato zgodził się na przenocowanie chłopaków, więc mogłam żyć spokojnie i bez wyrzutów.
Obaj leżeli wtuleni w siebie. To był bardzo słodki widok zobaczyć ich przytulonych do siebie.
Musiałam zrobić zdjęcie, mimo iż dostanie mi się później od nich za to foto, ale nie mogłam się powstrzymać.
Zacierałam już ręce na pokazanie mojego dzieła reszcie Kanonierów. Wyobraziłam sobie nawet śmiech Eboue i Samira, którym zapewne wybuchną kiedy zobaczą to cudo.
Przykryłam ich bardziej kołdrą, po czym z lekkim uśmiechem wyszłam, zamykając drzwi.
Nie potrafiłam tłumić w sobie złości, nie należałam do osób wiecznie obrażających się o byle co, choć przyznam, iż ten wybryk nieco strącił mnie z orbity.
Rodzice również skierowali się do swojego pokoju.
Natomiast ja razem z Rose zaszyłyśmy się w salonie.
Włączyłam jej bajki, gdyż zaczęła wrzeszczeć, że inaczej nie zaśnie.
Te małe dzieci.. Wzięłam ją na kolana i przykryłam nas obie kołdrą.
Pilotem sama wystukała numer kanału, doskonale wiedziała gdzie o tej porze może obejrzeć ulubione bajki. Pewnie codziennie już ma ustalony zwyczaj oglądania ich o tej porze.
Wytrzymałam jedynie kilkanaście minut z tymi kreskówkami. Potem najwyraźniej zasnęłam.

Obudziły mnie odgłosy telewizora. Uchyliłam lekko lewą powiekę i głośno ziewnęłam.
Przetarłam oczy, gdyż obraz totalnie mi się rozmazywał, a potem ujrzałam siedzącego obok mnie na fotelu Carla.
Święty Boże, to jednak nie był sen..
- Gdzie Aaron?- Spytałam chrypliwym głosem.
- Śpi. Ja niestety jestem rannym ptaszkiem.- Uśmiechnął się szeroko i poczochrał mnie po włosach.
Miałam już oddać mu tym samym, ale właśnie ze schodów spadł Ramsey.
Co za banda goryli! Zachować się nie umieją w obcym miejscu.
- Jestem cały!- Uniósł rękę w górę.
Potrząsnęłam przecząco głową i schowałam głowę w rękach.
Nie wiedziałam już co mam robić płakać, czy się śmiać.
Jenkinson wybuchł gromkim śmiechem. Tak wiem, że moja mina w tej chwili wyglądała jak mina potwora z Loch Ness..
Po kilku sekundach również wybuchłam śmiechem, nie zważając nawet na to, że mała Rosie leży obok mnie.
- Co tam?- Aaron wyszczerzył zęby i usiadł pomiędzy mną a Carlem, masując rękę, na którą spadł.
- A tak wracając do sprawy, jak jeszcze raz odwalicie taki cyrk, to wiecie co się z wami stanie!- Przymrużyłam oczy jak sowa i wpatrywałam się przez kilka sekund w ich twarze.
Przytaknęli na moje słowa i przerażeni odsunęli się ode mnie.
Lubiłam kiedy ktoś się mnie boi. Stałam się ich wodzem, ha!

Rodzinny obiad różnił się od tych zwykłych, a to wszystko za sprawą Aarona i Carla.
Mój tato zwykle zasiadał przy stole ze świeżą prasą, teraz było inaczej.
Jako spec od piłki nożnej zaczął używać wyspecjalizowanego w tej dziedzinie słownictwa, co wychodziło mu niezbyt dobrze.. wyczuwałam zażenowanie na twarzach chłopaków, mimo to byłam zadowolona z mojego ojca.
Mają za swoje. Opowiadałam im kiedyś o fascynacjach taty, więc nie musieli tworzyć takich rzeczy i pod wpływem alkoholu włamać się do mojej przyjaciółki, a potem do mnie, wiedzieli jak może się to skończyć.
- Arsenal ostatnio nie radzi sobie w Premier League.. Czy to ma coś wspólnego z bunga bunga?- Rzucił pytanie, na które wybuchłam gromkim śmiechem.
- Jeżeli Kate można nazwać 'bunga, bunga' to tak.- Jenkinson przytaknął i spojrzał się na Ramsey'a wzrokiem 'myślisz, że nie wiem?'.
- CARL!- Krzyknęłam oburzona i walnęłam go w głowę.
Co za pustaki..
- Tato, wybacz za ich zachowanie, mieli bardzo ciężki dzień.- Próbowałam wytłumaczyć mu to całe zajście.
Ten jednak chyba nie do końca mnie zrozumiał..
- Uznam, że nie słyszałem twoich ostatnich słów młodzieńcze.- Zwrócił się do Carla.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
Dzisiaj wracają do Londynu innego wytłumaczenia nie ma. Zdecydowanie za dużo jak na dzisiejszy dzień.

Zachowanie Carla pozostawiłam bez komentarza. Szkoda słów było na jego postawę w stosunku do moich rodziców. Żarty, żartami, ale mógł się zachować jak człowiek, biorąc pod uwagę jeszcze to, że po raz pierwszy gościł w tym mieszkaniu.


ZAPOMNIAŁAM! Dzisiaj urodziny Aarona! Przeklęłam i chwyciłam pudełko z zegarkiem leżącym na biurku.
Myśl, myśl, myśl. Dziwnie je teraz tak wręczyć po moich fochach.. Może zrozumie.
Wiem, pójdziemy na spacer po Sheffield!
- Kate?- Usłyszałam głos brązowookiego za drzwiami mojego pokoju.
- Wejdź.- Szepnęłam i ukryłam prezent pod kołdrą.
Na jego twarzy malowało się lekkie przerażenie. Czułam, że chce mnie przeprosić.
- Wyjdziemy na zewnątrz? Chciałbym porozmawiać na temat naszego zachowania..- Ramsey czuł się winny za wszystko. Ucieszyłam się, kiedy chciał mi wszystko wyjaśnić, taki Aaron mi odpowiadał.
- Bez Carla?
- Bez. Wyszedł pół godziny temu na miasto.- Uśmiechnął się lekko.
Bez zawahania zeszliśmy na dół i nałożyliśmy kurtki.
Wróciłam się jeszcze na górę po zegarek i szybko wyszłam na zewnątrz, gdyż mój chłopak czekał na mnie przed bramką.

Spacerowaliśmy pustymi uliczkami jednego z większych miast Anglii i wymienialiśmy pomiędzy sobą słowa.
Przepraszał mnie za ich wczorajsze zachowanie. Mówił, że chciał przyjechać do mnie, by spędzić ze mną swoje urodziny, ale pomysł zabrania ze sobą Carla okazał się złym pomysłem.
Carl, jak na Carla przystało zabrał ze sobą kilka butelek napełnionych alkoholem, a później to wiadomo co było..
Jak wspominałam wcześniej, nie potrafiłam się na nich długo gniewać, a w szczególności na Aarona. Zdarza się, każdemu. Przypomniała mi się akcja z bankietu Kanonierów, kiedy Aaron odprowadzał mnie do domu, bowiem przedawkowałam z winem..
Byłam głupia i nieodpowiedzialna, było minęło, obiecałam sobie, że nigdy już nie popełnię takiego błędu.
Postanowiłam zakończyć ten temat pomiędzy nami.
- Wracając do dzisiejszego dnia.. Najlepszego, kochanie!- Przytuliłam go mocno do siebie i ucałowałam lekko w usta, po czym wręczyłam mu niewielkie pudełeczko z prezentem.
Jego widok kiedy zobaczył zegarek z jego ulubionej serii- bezcenny.
- Marzyłem o takim!- Jego oczy zabłyszczały.
Objął mnie jeszcze mocniej w pasie i zamknął moje usta w długim pocałunku.

***
Namieszałam i takie tam boom, coś wyszło.
Odcinek przeplatany jednocześnie złością i śmiesznymi akcjami, wiem że dziwnie się to czyta, więc przepraszam.
Dodam jeszcze, że tacy Kanonierzy jak Eboue, czy Samir Nasri będą występować w moim opowiadaniu, mimo iż odeszli.
Na dzisiaj chyba tyle. Pozdrawiam xx









17. Chcę byś czuła się bezpiecznie u mego boku.

Po udanych chwilach spędzonych w towarzystwie Stelli, Briana i Aarona, powróciliśmy do Londynu.
Dochodziła godzina 22:00, kiedy my właśnie z Aaronem wędrowaliśmy uliczkami Hyde Parku.
Wielkie lampy oświetlały śpiące już rośliny. Wiem, że lepiej jest tu spacerować, kiedy świeci słońce, a kolorowe rośliny budzą nawet największego leniucha do życia, ale ja po prostu uwielbiałam te nocne przechadzki z Walijczykiem.
 Przy nim czułam się bezpiecznie, nie przejmowałam się żadną rzeczą, która mi zagrażała.
Trzymałam mocno rękę brązowookiego i szeptałam pod nosem słowa podziwu.
Wiele razy byłam w tym miejscu, ale dopiero teraz raczyłam się "śpiącym" pięknem parku.
Po chwili Aaron  oderwał się ode mnie i usiadł na zimnej ławeczce.
Ułożył rękę na swoich kolanach, po czym spojrzał na mnie ukradkiem. Chciał bym na nich usiadła.
Zrobiłam to i wlepiłam swoje zielone tęczówki w jego.
Zrobił wielki, przejrzysty uśmiech i objął mnie swoimi umięśnionymi rękoma.
Lubiłam te momenty kiedy mocno mnie do siebie przytulał i sprawiał, że nie chciałam kończyć tej chwili.
Przypomniałam sobie wszystkie nasze momenty jakie spotkały nas na wspólnej drodze.
- Pamiętasz jak się poznaliśmy?- Wyszczerzyłam zęby.
- Ba! Jakbym mógł zapomnieć twoją napuszoną, słodką buzię?- Dał mi kuksańca w bok.
- Nikt nie przypuszczał, że będziemy razem. To stało się tak nagle.., a właśnie, wracając do przeszłości miałeś powiedzieć mi, na jaki temat rozmawialiście o mnie z Samirem.- Przymrużyłam lekko powieki z ciekawości.
- Ah! Zapomniałem o tym na śmierć, no więc. Kilka rzeczy dowiedziałaś się na ten temat od niego, ale nie powiedziałem Ci wcześniej o tym, że spodobałaś mi się wtedy w klubie. Gdybym nie był zainteresowany twoją osobą wtedy nie podszedł bym do Ciebie i nie odprowadził bym Cię, dając Ci tym samym moją marynarkę, którą specjalnie podarowałem, byśmy mogli spotkać się jeszcze raz, ale ty jak zwykle spostrzegawcza, dostrzegłaś, że mi jej nie oddałaś..- Westchnął lekko i zrobił nieśmiały uśmiech.
- Ej, no! Skąd miałam wiedzieć, że chcesz się umówić na kolejną "randkę". A poza tym i tak wyszło! Jesteśmy razeem!- Ostatnie słowo wykrzyknęłam tak głośno, że aż kilka osób spojrzało się na nas.
- I za to Cię Kocham!- Ramsey spojrzał się prosto w moje oczy i lekko musnął moje usta, zwilżone bezbarwnym błyszczykiem o zapachu malin.
Dziękowałam losowi za takiego chłopaka!
Nigdy nie przeczuwałam, że będę taka szczęśliwa w jego towarzystwie, jak i w towarzystwie reszty Kanonierów.
- Idziemy?- Spytałam, kiedy z nieba zaczęły spływać drobne krople deszczu.
Przytaknął, po czym chwycił mnie swoją ciepłą dłonią i ruszyliśmy w powrotną stronę do domu.

***

Mocniej ścisnęłam jego rękę.
Obok mnie ujrzałam rysy chłopaka, który kilka lat temu przewrócił moje życie do góry nogami.
Tak, był to Josh z grupką swoich przyjaciół.
Spojrzał się na mnie..
Miałam ochotę upaść na ziemię i poddać się.
Jego przeraźliwy śmiech sprawił, iż przypomniałam sobie wszystkie chwile, kiedy byłam poniżana przez niego.
Aaron spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem. Nie wiedział o co chodzi.., jednak kiedy usłyszał słowo "Kate" i kilka innych obraźliwych epitetów na temat mojej osoby, padające z ust Cauntberriego zdenerwowany puścił moją rękę i podbiegł pod niego.
- Aaron, zostaw go!- Krzyknęłam podenerwowana.
Moje serce coraz szybciej biło. Kompletnie nie wiedziałam co Ramsey może mu zrobić.
Jego grymas na twarzy był przerażający, czułam, że mu tego nie popuści!
Zbyt dobrze znałam Walijczyka.
- Aaron!- Krzyknęłam po raz kolejny, kiedy ten uderzył w twarz Josha.
Cauntebrry pod wpływem zamruczenia osunął się na betonowy chodnik. Jego przyjaciele przestraszeni uciekli.
Z moich oczy wypłynęły słone łzy.
Brązowooki przytulił mnie z całej siły. Cały czas szeptał mi do ucha, że wszystko jest pod kontrolą.
Zamówił taksówkę, by szybciej dotrzeć do domu.
Cała się trzęsłam. Nie mogłam zapanować nad emocjami, jakie spotkały mnie kilka minut temu.
Ramsey cały czas trzymał moją rękę, bał się o mnie, wiem.
Mimo to, nie powinien ranić Josha.
Przecież panuje wolność słowa. Każdy ma prawo do wyrażania własnej opinii.
Rozumiem, że chce bym była bezpieczna, ale to było lekkie przegięcie z jego strony..
Skierowaliśmy się do jego mieszkania.
Kazał mi położyć się do ciepłego łóżka, gdyż cała trzęsłam się z zimna.
W tym czasie on poszedł przygotować mi gorącą herbatę na rozgrzanie.
Chwilę później wrócił z gorącym kubkiem pełnym kojącej, cytrynowej cieczy.
- Jesteś na mnie zła?- Rzucił na mnie kątem oka.
- Mniej więcej tak. Nie powinieneś tak reagować.., wiesz, że możesz odpowiadać za ten czyn?
- Kate, nic mnie to nie obchodzi. Chcę byś czuła się bezpiecznie u mego boku.- Chwycił mnie za podbródek, po czym z wzrokiem pełnym współczucia wtulił moją głowę w swoją klatkę piersiową.

***
JESTEEEM!
Znowu dodałam odcinek późnym terminem.
Przyznam, że myślałam już nad zakończeniem tej historii, ale wczoraj przeczytałam sobie początkowe rozdziały i po prostu nie mogę!
Za dużo znaczy dla mnie ten blog.. Nie mogę go zakończyć, przynajmniej teraz.
Odcinek dedykuję Flavii , która z niecierpliwością czekała na nowy!
Pozdrawiam ;*


16. - Eh.. no tak, jestem tym 'zazdrośnikiem'..

Kiedy weszłam do pokoju, gdzie miałam "mieszkać" przez kilka dni z Aaronem, ujrzałam właśnie jego, śpiącego w sposób przedziwny. Prawa ręka jak i noga zwisała mu z łóżka, kołdra leżała kilka metrów od niego, a otwarte usta, z których wydobywało się lekkie pochrapywanie sprawiło, iż miałam ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem, mimo to powstrzymałam się.
Lekko chwyciłam jego rękę, by ułożyć ją na łóżku, jednak ten przestraszony otworzył oczy i zrobił diabelską minę.
- Co się dzieje?!- Prawie krzyknął, po czym dopiero dostrzegł, że to byłam ja.
- Gdzie byłaś?- Spytał lekko zmieszany.
- Ze Stellą na spacerze, a teraz zamykaj te piękne, czekoladowe oczęta, idziemy spać!- Nakryłam go kołdrą, po czym sama się pod nią wślizgnęłam i przymknęłam powieki, by zaszyć się w błogim śnie.

Obudził mnie dudniący o rynny deszcz.
Spojrzałem na elektroniczny zegarek, 11:04. Jak dla mnie była to późna godzina.
Przetarłem śpiące powieki, po czym zwlekłem się z łóżka, nie zauważając nawet, że Kate nie ma w pomieszczeniu.
Brunetka nie należała do śpiochów, więc pomyślałem, iż jest na dole.
Zszedłem do kuchni, jednak nie było tam ani żywego ducha.
Brak Kate, Stelli i Brian'a spowodował, iż zaczynałem się powoli bać.
A jak mojej dziewczynie kazano zjawić się dzisiaj w nando's i ruszyła beze mnie?!
Dobra, Aaron wyluzuj!
Kawałek kartki, leżącej na stole sprawił, iż poczułem ulgę.
Jestem na zakupach z Brian'em.
Stella w pracy.
Zaraz  wrócimy!

Świetnie! Kate na jakichś zakupach z tym szczylem, którego zna niecały dzień, a ja starałem się o wyjście z nią na spacer dosłownie miesiąc. Brawo!
Lekko zazdrosny jak i poirytowany usiadłem na kanapie i włączyłem TV.
Na jednym ze sportowych kanałów leciał nasz ostatni mecz.
Uważnie śledziłem swoją sylwetkę i ze złością wymawiałem błędy, jakie zdarzało mi się popełnić.
Po kilkunastu minutach stwierdziłem, że do naszego kapitana- Robina, brakuje mi wiele lat praktyki.
W sumie policzyć ile razy grałem w pierwszym składzie, to ilość nie należy do tych wielkich.
Dopiero zaczynam rozumieć co oznacza słowo Football, bowiem dopiero granie przy pełnej publiczności daje możliwość zrozumienia tego, a nie zajęcie miejsca na ławce rezerwowych..
Nawet nie zauważyłem kiedy do kuchni weszła Kate wraz z Brian'em, pełni w uśmiechach.
Podszedłem do nich ze zniesmaczoną miną.
Chyba należały mi się jakieś wyjaśnienia..
- Hej!- Brunetka podbiegła pode mnie i obdarowała namiętnym pocałunkiem.
Mimo iż uciekła dzisiaj ode mnie, bez żadnego słowa, uśmiechnąłem się.
To niebywałe w jaki sposób ta dziewczyna całuje, serio!
- Babe, zapomniałem siatki z Tesco..- Brian rzekł lekko zażenowany.
'Babe'?! Tego już za wiele..
Chwyciłem Kate za rękę i powędrowałem z nią na górę.
Najpierw samotne zakupy tylko we dwoje, teraz to!
Wiem, że wydaję się być ogromnym zazdrośnikiem, ale ja nie mógłbym podbiec do mojej fanki, z którą zamieniłem raptem dwa słowa i powiedzieć do niej "babe".
- Kate.. nie podoba mi się to, w jaki sposób Brian zwraca się do Ciebie..- Odrzekłem po chwili.
- Aaron, Aaron, Aaron.. wiedziałam, że zaczniesz o tym rozmowę. Posłuchaj, to że blondyn zwraca się do mnie w ten sposób, nie oznacza, iż chce mnie poderwać! Zazdrośnik!- Chwyciła mnie za ramię i zrobiła najpiękniejszy uśmiech, jakiego jeszcze nie widziałem.
- Eh.. no tak, jestem tym 'zazdrośnikiem'..-Odparłem, po czym złapałem ją w talii, przyciągnąłem bliżej siebie i zanurzyłem twarz w jej ciemnych, słodko pachnących włosach.

***
Jestem, po 2-miesięcznej przerwie.
Odcinek jak zwykle nie należy do udanych, ale dodałam.
Czekam na waszą opinię!
Pozdrawiam ;*

15.Życie zmienia się z wiekiem człowieka.

- Stella!- Krzyknęłam, kiedy zauważyłam przyjaciółkę wraz z jej bratem, Brian'em  obok wielkiej galerii, gdzie mieliśmy się spotkać.
Rudowłosa szybko obróciła się o 180 stopni i zaczęła biec w stronę moją i Aarona, który tak właściwie miał zostać w Londynie, ale po wczorajszym wygranym meczu z Chelsea dostał nagłej chęci wyjazdu na kilka dni razem ze mną. Wiele razy powtarzałam mu, iż to jest zły pomysł, dwa opuszczone treningi, spotkania z mediami, ale jego "piłkarskiego charakteru" nikt nie przełamie.
- Kate! I Aaron?- Trochę się zdziwiła, kiedy poznała go po zarysach twarzy.
Walijczyk uśmiechnął się, po czym lekko musną mój policzek, by naprowadzić Stellę na drogę.
- Dobra, dobra. Ja wiedziałam, że po moim wyjeździe się coś wydarzy!- Uśmiechnęła się i podała mu rękę.
Po chwili przy naszym boku pojawił się Brian- starszy o 3 lata brat mojej przyjaciółki.
Na początek przedstawiliśmy się sobie, gdyż znałam go jedynie z opowiadań Stelli.
Po kilkunastu minutach pogawędek na chłodnym powietrzu postanowiliśmy pójść do znajdującej się obok galerii handlowej.
Chłopacy oczywiście wędrowali po sklepach AGD i innych, męskich pomieszczeniach, natomiast my zrobiłyśmy sobie rundkę po sklepach z ubraniami, butami i biżuterią.
- Słyszałam, że przez jakiś czas mieszkałaś w Sheffield, to prawda?- Zaczęłyśmy rozmowę w trakcie oglądania produktów.
- Tak. Na początku nie miałam innego wyboru. Aaron zaproponował mi, bym zamieszkała u niego, ale wtedy nie znałam go zbyt dobrze i nie byliśmy razem, więc ten pomysł całkiem odpadł, mimo to Walijczyk nalegał bym została w Londynie..przez przypadek wygadał się, że jego sąsiad ma do sprzedania swoje mieszkanie w okazyjnej cenie. Pojechałam do rodziców i wspólnie postanowiliśmy je kupić, no i teraz dalej mogę delektować się Londynem!- Pod koniec odetchnęłam z ulgą i zrobiłam największy uśmiech, jaki mogłam.
- I ja nic o tym nie wiem?! A właśnie, trochę zaskoczyłaś mnie tym związkiem z Ramsey'em.
Z waszego pierwszego spotkania nawet nie wynikało, że będziecie razem. Nigdy nie zapomnę twoich wyrażeń, jakimi go obrzucałaś!- Zaśmiała się.
- Oj wiesz, ja sama nie wiedziałam, że tak wyjdzie. Kiedy wyjechałaś to on zastąpił Ciebie. Był przy moim boku przez cały czas, towarzyszył mi w trudnych chwilach, wspierał mnie.
A kiedy przyjechał z Jack'iem do mojego rodzinnego miasta i czekał na mnie w moim pokoju, wtedy wiedziałam, że on jest tym jedynym. Bał się, że nie wrócę już do stolicy i nigdy się nie zobaczymy. To dzięki niemu teraz cieszę się życiem..- Wrzuciłam szary t-shirt do koszyka.
Przyjaciółka westchnęła tylko, że także chciałaby mieć taką osobę przy boku, jak Ramsey.


We czworo usiedliśmy przy ciepłym kominku z kubkiem gorącej czekolady i włączyliśmy Brytyjski x-factor, który wprost wielbiliśmy.
Urządziliśmy sobie mini karaoke i naśladowaliśmy osoby, walczące o wygraną programu.
Dzięki przyjaciołom wszystko wydaje się prostsze i łatwiejsze. Uśmiech z mej twarzy nie schodził przez cały czas, kiedy byliśmy razem.

Późnym wieczorem, kiedy Brian z Aaronem grali w Fifę, my ze Stellą postanowiłyśmy pójść na spacer.
Nie ma nic lepszego, niż migoczące gwiazdy i księżyc nocą.
Poczułam się jak nastolatka, kiedy wraz z rudowłosą wędrowałyśmy nieznanymi uliczkami po  Londynie, a potem opadałyśmy zdenerwowane na ławeczki, z myślą jak powrócimy do domu.
Brakowało mi tego, chciałam znowu poczuć się jak 15-nastolatka, ucieszyć się z nawet najmniejszego czynu... Teraz wszystko wydaje się takie poważniejsze, ale wartościowsze..
Życie zmienia się z wiekiem człowieka.
- Pamiętasz to, co działo się kilka lat temu?- Rzuciła Stella, przerywając nagły śmiech.
- Wiesz, że przez dobry czas o tym myślałam? Brakuje mi tego trochę, a tobie?
- Też.., ale takie poważniejsze życie też mi się podoba!- Objęła mnie ramieniem.

***
Witam!
Odcinek pisany na szybko, więc mogą być błędy!
Moja pasja chyba powróciła do tego bloga. W mojej głowie znów malują się sceny kolejnych odcinków, więc zapewne będę dodawać częściej posty.
Piosenkę, którą przypisałam temu odcinkowi, usłyszałam w esce kiedy pisałam rozdział i tak mi przypadła do gustu!
Życzę miłego czytania i do następnego! ;*