21. Normalnie jak dzieci.

Po przebudzeniu starałam się nie otwierać oczu, było mi zbyt dobrze, by otworzyć powieki a po krótkiej chwili wstać i rozpocząć ciężki dzień w pracy.. zaraz, dzisiaj nie ma pracy, jestem w Walii.
Odetchnęłam z ulgą, po czym lekko się zaśmiałam kiedy ktoś przejechał palcem po moim ramieniu.
Mruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem i przewróciłam się na drugi bok, zakrywając kołdrą aż po same uszy, w pomieszczeniu było okropnie zimno.
 - Wstawaj śpiochu.- Usłyszałam zaspany głos przy moim uchu.
Przygryzłam lekko dolną wargę i obróciłam lekko głowę. Uchyliłam lekko prawą powiekę, a przed moimi oczami malowała się rozpromieniona twarz Aaron'a.
Kilka sekund później jego usta wpiły się w moje. Przyznam, że teraz nie chciałam ruszać się w ogóle z tego łóżka. Ciepłe dreszcze przechodziły przez moje całe ciało, co sprawiało, że nie czułam już chłodu. Do szczęścia wystarczyłby mi tylko Ramsey, nic więcej.
 - To co dzisiaj zamierzamy robić?- Przeciągnęłam i oparłam się na łokciach.
 - Zwiedzimy trochę okolicę. Chciałaś poznać Caerphilly, więc dzisiaj ostatnia szansa. Jutro zaczynam treningi z reprezentacją, chyba że wolisz towarzystwo Josh'a lub rodziców, to możesz iść z nimi we wtorek.- Posłał mi zawadiacki uśmiech na co ja zareagowałam zniesmaczoną miną.
 - Nie znam twojego brata zbyt dobrze, ale w sumie nie musiałabym wysłuchiwać twoich narzekań, więc wtorek byłby lepszy.- Zaśmiałam się.
 - O proszę, miło mi słyszeć te słowa, Panno Kate. - Puścił mi oko, po czym wplątał swe palce w moje ciemne kosmyki.
 Jeszcze przez długą chwilę droczyliśmy się o mało ważne rzeczy, a później musieliśmy zejść na dół, gdyż Marlene przygotowała śniadanie.
Rodzinna atmosfera wypełniająca dosłownie każdy centymetr pomieszczenia pomogła mi się zaaklimatyzować u Państwa Ramsey'ów. To było wręcz niesamowitym doświadczeniem.
Człowiek spędził tu dosłownie dobę a czuje się tak, jakby mieszkał tu od wielu dobrych lat.
Naciągnęłam na siebie beżowy sweterek i za brązowookim zbiegłam na dół.
Zajęłam miejsce obok niego i nalałam sobie świeżej, gorącej kawy, której aromat rozchodził się już po całym domu od kilkunastu minut i samym zapachem postawił wszystkich na nogi.
 Chwilę później w pomieszczeniu pojawił się również Josh. Przywitał się ze wszystkimi i również usiadł przy stole.
Miła i radosna atmosfera sprawiała, iż chciało się żyć. Nawet w taki dzień jak ten - zachmurzony, mroźny.
 - To jak, wybieracie się gdzieś dzisiaj?- Usłyszeliśmy głos Kevin'a.
 - Tak, Aaron ma mi pokazać miasto.- Posłałam mu ciepły uśmiech.
 - Zmieniłaś zdanie?- Tym razem to szept Aaron'a obił się o moje uszy.
 - Nie usłyszałeś sarkazmu w moim głosie?- Spytałam lekko zażenowana i puściłam mu oko, na co ten się zaśmiał i upił łyk ciemnej cieczy.
 - Bądź ostrożna. Nie jedną dziewczynę zaprowadził w jakieś tajemnicze miejsce i pozostawił ją na pastwę losu, tłumacząc iż musi znaleźć "toaletę".- Ręka Josh'a znalazła się na moim ramieniu.
Z niedowierzaniem spojrzałam się na brązowookiego, a potem wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Niezłych historii się dowiaduję od rodziny mojego chłopaka. No cóż jak nakazał mi brat Aaron'a będę ostrożna. Stać go na wiele rzeczy, lecz spokojnie, Jenkinson został w Londynie, więc nic głupiego nie wpadnie mu do głowy, przynajmniej mam nadzieję..
 Po śniadaniu i krótkiej rozmowie o nandos i Kanonierach ruszyliśmy zwiedzać Caerphilly.
Jak już wspominałam, miasto wyglądało przecudnie a szczególnie Caerphilly Castle, który został zbudowany w II połowie XIIIw. Ciężkie i potężne mury, mimo to pełniły rolę 'ochroniarza' miasta.
Wyciągnęłam lustrzankę i zrobiłam kilka naprawdę dobrych zdjęć. Za bardzo wciągnęłam się w to zajęcie, gdyż brązowooki zniknął mi z horyzontu.
Z początku myślałam, że powtórzył historię, o której wspominał mi Josh, ale bez przesady.
Chyba nie jest tak głupi, by zostawiać mnie tutaj przy kilkunastostopniowym mrozie.
- Aaron!- Krzyknęłam pierwszy, potem drugi raz.
Nic. Nie ma go. Zapadł się pod ziemię. Znikł.
- Ramsey!- Syknęłam lekko zdenerwowana.
Stóp już praktycznie nie czułam jak i rąk. Niech się tylko pojawi!
Wyłączyłam aparat i schowała go do torby. Miałam już kierować się w stronę powrotną do domu, mniej więcej pamiętałam drogę, więc nie martwiłam się, że się zgubię, kiedy usłyszałam za sobą przeraźliwie głośny, dobrze znany mi śmiech.
- Mam Cię!- Poczułam jak jego ręce oplatają moją talię.
- Idiota!- Skwitowałam zdenerwowana, jednak przyznam, że nie potrafiłam się na niego długo złościć.
On po prostu był tą osobą, przy której czułam się naprawdę bezpiecznie, nawet przy teraźniejszej sytuacji, gdy żartował ze mnie.
 - Co powiesz na łyżwy, tak na przeprosiny.- Obrócił mnie w swoją stronę.
 - Mieliśmy zwiedzać miasto.
 - Przyjedziemy tu jeszcze w lecie, będzie lepiej.
 - No..
 - Więc idziemy!- Nie pozwolił mi dokończyć, tylko "zarzucił mnie" sobie na plecy i zaczął biec przed siebie.
 - Aaron! Lustrzanka. Uważaj. Na. Nią. Postaw. Mnie. Na. Ziemię. Proszę. Cię. - Moje pojedyncze słowa i piski nie działały na niego w żaden sposób.
 Przystopował dopiero wtedy, kiedy jego lewa noga pod wpływem lodu pośliznęła się i oboje wylądowaliśmy w wielkiej zaspie śniegu.
Normalnie jak dzieci, maluchy, dla których zabawa w śniegu jest niesamowitą frajdą.
 - Przeprosiny przyjęte?- Usłyszałam jego głośny śmiech.
Podniosłam głowę i szybko się otrzepałam. Całe szczęście, że nikogo nie było w pobliżu.
 - Wiesz co, darujmy sobie te łyżwy. Zbyt dużo przeżyć na dziś, chcę wrócić do Anglii w całym kawałku.- Wstałam i sprawdziłam czy nie uszkodziłam mojego nowego sprzętu.
 - Nie! Obiecałaś, że idziemy, to idziemy!- Zerwał się na nogi, chwycił moją rękę i znowu zaczął biec jak szalony.
 Co za niewyżyty człowiek!


***
Witam was po długiej nieobecności.
Testy minęły, jest luz, macie mnie już do września!
Przepraszam was za dużą ilość dialogów, które kompletnie mi nie wychodzą i dziwną, niezbyt udaną końcówkę, którą powinnam zmienić, ale jakoś nie mam już siły.
Ogólnie wiele zastanawiałam się nad losami tego bloga i już sama nie wiem.
Jestem niesamowicie zżyta z tą historią. Aaron Ramsey, Kanonierzy, Arsenal, Kraje Celtyckie = całe moje życie.
Trudno jest mi kończyć tego bloga i na razie nie zamierzam tego robić.
Wiem, że popularność tego bloga zmalała, jednak mam moje stałe czytelniczki, które wspierają mnie i motywują do dalszej pracy, więc niezmiernie dziękuję Wam z całego serca, gdyby nie wy, pewnie już dawno zakończyłabym z tym blogiem.
Trzymajcie się! xx




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz