23.Odszedł..

Dzisiaj miało odbyć się ostatnie spotkanie Arsenalu w tym sezonie. Przeciwnikiem był West Bromwich Albion, zajmujący 10 miejsce w tabeli. Kanonierzy będą walczyć o 3 miejsce, czwarty w tabeli Tottenham miał zaledwie 1 punkt straty do naszych, więc dzisiaj po prostu musieli wygrać.Ogromnym ciosem stał by się remis czy przegrana, o tym nawet nikt nie może myśleć.
 Na to jakże emocjonujące spotkanie zostali zaproszeni rodzice moi jak i Aarona.
Razem z brązowookim pomyśleliśmy, że wspólne kibicowanie na stadionie byłoby idealnym miejscem do lepszego zapoznania się, a w końcu oboje chcieliśmy, by atmosfera pomiędzy naszą rodziną była swobodna i przyjemna.

 Samotnie bez mojego chłopaka ruszyliśmy na stadion. Aaron już wczoraj popołudniu pojechał z kadrą na konferencję przedmeczową, a później wszyscy zakwaterowali się w pobliskim hotelu, by wypocząć a zarazem jeszcze lepiej przygotować się do gry.
Nasi rodzice dogadywali się znakomicie. Rodzicielki znalazły swój własny język,a ojcowie rozmawiali o motoryzacji i innych tego typu rzeczach.
Mała Rose przyozdobiona Arsenalowymi gadżetami z wielkim uśmiechem siedziała na kolanach u Josha, a ja jako ta "najbardziej odpowiedzialna"prowadziłam samochód Ramseya, gdyż był kilkakrotnie większy niż moje małe,stare BMW.
Korek ciągnął się niesamowicie długo. Niekiedy obawiałam się, że nie zdążymy,ale spokojnie wyjechaliśmy dość wcześnie, by dojechać na czas.

 Rodzinna atmosfera na The Emirates sprawiała, że czułam ciepło, jakim obdarzali się wszyscy fani Arsenalu jak i WBA.
Zajęliśmy miejsca dla Vipów, obok innych, sławnych osób i zniecierpliwieni czekaliśmy na pierwszy gwizdek.
Najbardziej podekscytowaną osobą była moja siostra, która po raz pierwszy miała przyjemność gościć na tak ważnym meczu. Ramsey stał się dla niej przykładem.Często spotykam się z jej słowami: " Kiedy będę mogła zobaczyć Aarona?". Zawsze uśmiecham się ciepło kiedy słyszę ten jej cieniutki, pełen słodkości głos. Doskonale wiem, że wielbi brązowookiego i już wyobrażam sobie akcję,kiedy wtuli się w jego tors i mocno go przytuli.
Mała szczęściara.
Razem z Joshua zaczęliśmy wyśpiewywać klubowe piosenki, kiedy obydwie drużyny wychodziły na stadion.
Nie musieliśmy czekać długo, już po kilku minutach wszyscy kibice zatracili się w przecudownych słowach i dołączyli do nas.
Mój tato nie przepadał za Arsenalem, więc z jego ust zaczęły wypadać wiązanki niezbyt miłych słów w stronę niektórych osób, co mi się cholernie nie podobało.Czy on zawsze musi coś wymyślić?!
Poprosiłam mamę, by choć trochę go uspokoiła, a sama wróciłam do delektowania się przecudnymi chwilami.
Chwyciłam lustrzankę i zaczęłam robić kolejne zdjęcia do mojej kolekcji.
Mogłam pochwalić się naprawdę pięknymi dziełami. Zawsze miałam talent dorobienia zdjęć, może powinnam zgłosić niektóre moje fotografie do jakiegoś konkursu? A nuż jakaś firma fotograficzna przyjęłaby mnie do siebie.
Fala radości objęła cały stadion kiedy Robin Van Persie posłał piłkę do siatki. Perfekcyjnie wykonany strzał kapitana i świetna asysta Walcotta, czego chcieć więcej?
Wszyscy niezmiernie cieszyliśmy się z takiego wyniku. Mijała23 minuta spotkania, a my już mogliśmy bić brawa dla naszych za wprost idealną grę.
Druga połowa nie różniła się praktycznie od pierwszej.  Kanonierzy naciskali na przeciwnika i robili wszystko, by być cały czas blisko bramki WBA i udawało im się to.
Dzięki skutecznym podaniom i zwartą drużyną dążyli do wygranej i zapewne zdobędą swój wymarzony cel- miejsce na podium w EPL.
Wszystko wskazywało na to, że mecz zakończy się szczęśliwie,z wygraną, bez żadnych poważnych kontuzji i innych rzeczy, które mogłyby przynieść niezbyt miłą atmosferę dzisiaj w szatni.
Wszyscy myśleli tak do minuty 73, kiedy to piłkarz Arsenalu-Carlos Vela  nagle upadł na murawę.
Spotykaliśmy się z takimi momentami, gdzie sportowiec bezwładnie ląduje na ziemi. Przykładem jest Fabrice Muamba, który nie tak dawno znajdował się w stanie śmierci klinicznej, po nieoczekiwanym  straceniu przytomności na stadionie.
Publiczność zamarła. Wszyscy wstali ze swoich miejsc, a kibice Arsenalu, w tym również ja poczęli wykrzykiwać pełne żalu i smutku słowa.
Jego życie nie mogło skończyć się tutaj i teraz.. Dopiero nabierał tempa, stawał się coraz bardziej lepszym piłkarzem, dostał szansę od bossa, a teraz? Teraz może już go z nami nie być..
Kilka sekund później pojawili się klubowi lekarze. Oczy każdego z Kanonierów były pokryte słonymi, pełnymi bólu łzami.
21 piłkarzy podbiegło w stronę Meksykanina, nie wierząc, że dzieje się to naprawdę.
Ja byłam kompletnie załamana. Trudno docierała do mnie wiadomość, że on może nie przeżyć.
Lekarze bez chwili zawahania reanimując go, zabrali jak najszybciej do pobliskiego szpitala.
Ciężko było wrócić po tak okropnym zdarzeniu obu grupom do gry..
Fanom również odechciało się kibicowania na pełnych obrotach, jednak to jeszcze bardziej dołowało.
Kanonierom potrzebne było wsparcie kibiców. Musieli poczuć,że wszystko będzie dobrze i wszystko skończy się szczęśliwie.
Razem z Joshem wzięliśmy to w swoje ręce. Kolejny raz rozpoczęliśmy śpiew klubowych pieśni, szło nam to z lekką trudnością, gdyż wszyscy byli przerażeni  tą chwilą,jednak wierzyliśmy, że wszystko będzie dobrze i nie poddawaliśmy się.
Końcowy wynik 2:1 rozpalił serca kibiców.
Byliśmy dumni z naszych Kanonierów, że nie poddali się i z sercem walczyli aż do końca.
Na wielu twarzach można było ujrzeć łzy- cierpienia, z powodu niespodziewanego upadku Carlosa jak i szczęścia, z zajęcia trzeciego miejsca w tabeli.
Podopieczni Wengera spisali się na medal w tym sezonie.
Początek nie należał do znakomitych, jednym słowem był beznadziejny. Stawialiśmy, iż klub w klasyfikacji końcowej zajmie 10 miejsce w tabeli, a wywalczył 3. Ogromny postęp w ciągu tych kilku miesięcy.
Oczywiście bardzo chcielibyśmy, by w końcu Londyn stał się na wieki czerwony i Arsenal zagościł na pierwszej lokacie, ale nie oszukujmy się City i United byli lepsi. Niestety..
Zeszliśmy wszyscy do szatni chłopaków. Kapitan od razu po zakończeniu meczu poszedł  spytać się co z Meksykaninem. Nie było go dłuższej chwili, a gdy wrócił to nie miał nam do przekazania pozytywnych informacji.
- Walczy o życie..- Usta Robina wygięły się w grymasie.
To był cios dla naszych uszu.
Ramsey bezradnie usiadł na ławeczce i ręcznikiem obtarł mokre od potu czoło.
Rose wskoczyła mu na kolana, nie zważając na resztę piłkarzy. Z początku chciałam skarcić jej postępowanie, jednak gdy zobaczyłam minimalny uśmiech na twarzy Walijczyka, odpuściłam.
Poczułam, że moja młodsza siostra pełni dla niego funkcję pocieszenia, otuchy.
Była młodą, nie rozumiejącą jeszcze całej sytuacji osóbką,mimo to wiedziała jak rozbawić człowieka, kiedy jest przybity.

Kiedy opuściliśmy wszyscy stadion i znaleźliśmy się w mieszkaniu Aarona, postanowiliśmy się wybrać razem do szpitala.
Nasi rodzice pozostali w domu, a my ruszyliśmy, obiecując im, że za godzinę postaramy się wrócić.
Kiedy Aaron jest podenerwowany i zawiedziony, nie odzywa się do nikogo, nawet ze mną nie zamienił ani słowa.
Spoglądał cały czas przed siebie i nie mógł doczekać się kiedy dotrzemy na miejsce.
Ja próbowałam zachować zimną krew. Sytuacja była naprawdę niezręczna. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim czymś, nie przeżyłam tego na własnych oczach.
Pobiegliśmy szybko w stronę pokoju pielęgniarskiego, by zapytać się o numer sali, jednak nie otrzymaliśmy odpowiedzi takiej, jakiej się spodziewaliśmy.
Jedna z kobiet, ubranych w biały żakiet skierowała nas do pobliskiej kostnicy..
Poczułam jak wszystko przed moimi  oczami wiruje.
Ramsey spojrzał na mnie z wielkim wyrzutem sumienia, po czym mocno mnie do siebie przycisnął.
Jego nie ma… Odszedł..

***
Witajcie!
Miałam dodać ten odcinek już kilka dni temu, ale jakoś nie miałam ochoty.
Dedykuję go Flavii. Obiecałam, ze będzie coś o Carlosie i jest, mimo iż tak smutnie, ale  jakoś wpadł mi ten pomysł i postanowiłam napisać.
Jak widzicie pojawił się również nowy szablon, za który niezmiernie dziękuję Divine.
Pozdrawiam i do następnego! xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz