Otworzyłam oczy. Słoneczne promienie już dawno wdarły się do mojego pokoju, co było rzadkim widokiem w porze jesiennej.
Ziewnęłam i przetarłam oczy. Kiedy aromatyczny zapach kawy wdarł się w moje nozdrza od razu ożyłam.
Naciągnęłam na siebie granatowy szlafrok i skierowałam się do kuchni.
- Zdążyłem!- Aaron przywitał mnie nieziemskim uśmiechem.
Pokręciłam lekko głową, po czym mocno wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- O której ty musiałeś wstać, by to wszystko przygotować?- Odwróciłam wzrok na stolik zastawiony pysznościami.
- Nawet się nie pytaj, a teraz wybacz, musimy szybko zjeść, bo dosłownie za godzinę wyruszamy na The Emirates.
-
Hmm. No tak. Miałam po raz pierwszy zobaczyć oficjalny trening
Kanonierów.- Uśmiechnęłam się tryumfalnie i usiadłam na kuchennym
krześle.
Tosty z nutellą- Tutaj pomysł był chyba ukradziony od
Jack'a. Zawsze kiedy wchodzi się do jego kuchni to pachnie świeżymi
tostami i czekoladowo-orzechowym kremem.
- Mmm.- Oblizałam się.
-
Przyznam, że robisz świetne tosty, jednak to kawa wychodzi Ci najlepiej!
Powinieneś zostać baristą!- Rzuciłam, po czym oboje wybuchliśmy gromkim
śmiechem.
Ruszyliśmy. Byłam strasznie podekscytowana treningiem,
ponieważ mam okazję zobaczenia wszystkich Kanonierów po tak długiej
przerwie.
Uśmiech w ogóle nie schodził z mojej twarzy.
Zajęłam miejsce na trybunach obok innych, radosnych fanów.
Kiedy
Wenger wraz ze sztabem rozpoczął ćwiczenia można było zauważyć, iż
chłopcy nie bawią się na boisku- jak to czasem u nich bywa.
Wszyscy
byli skupieni na swoich przygotowaniach. Sumiennie wykonywali wszystkie
ćwiczenia, a na ich twarzy widniała tabliczka z napisem "walczę,
widzisz?".
Uśmiechałam się lekko pod nosem, kiedy Ramsey w wolnym czasie puścił mi oczko, a Szczęsny biegał uradowany, krzycząc "Kate".
Hmm. Co we mnie jest takiego, no?
- Heej!- Usłyszałam za sobą polski akcent.
- Wojtek!- Krzyknęłam tryumfalnie i mocno go przytuliłam.
To nieprawdopodobne jak między nami wszystkimi zaczęła rodzić się prawdziwa przyjaźń.
Nikt
nie uważał mnie za jakiegoś podlotka, tylko za wszelką cenę chciał
zaprzyjaźnić się ze mną. Moje wcześniejsze życie było całkiem odmienne.
Sprawy
z Josh'em mocno mnie dotknęły. Nie miałam siły wyjść, zacząć walczyć,
powiedzieć wszystkim kto tu rządzi. Mimo to odnalazłam sens życia,
dzięki Kanonierom.
Pomogli mi wyjść z ukrycia, powrócić do dalszego normalnego funkcjonowania i pomogli nauczyć mnie kochać.
Gdyby nie Aaron, zapewne nadal mówiłabym, że miłość to najgorsze uczucie jakie może być.
Niby zwykłe uczucie, zwykłe myślenie, wariacje, a jednak coś wyjątkowego, innego, niespotykanego..
***
Końcówka- bleh!
Dodaję kolejny beznadziejny odcinek.
Ostatnio coraz częściej nie mogę wymyślać dalszych wątków tego opowiadania.
Początkowe
rozdziały były pisane z uczuciem, emocjami. Teraz tego nie ma, piszę,
bo czuję taką potrzebę, ale z coraz mniejszym światełkiem miłości..
Powiedziałam sobie, że za wszelką cenę dokończę to opowiadanie, ale teraz mówię, iż nie wiem ile ono jeszcze przetrwa.
Sami widzicie jak to wygląda. Krótkie, pełne błędów, bezsensowne odcinki.
Obecnym opowiadaniem, dla którego wprost żyje jest [KLIK] .
Chyba tam teraz będę dodawać regularne odcinki, a tutaj zrobię sobie lekką przerwę.
To chyba będzie najlepsze rozwiązanie, mam nadzieję,że powrócę do tego bloga z większym uczuciem.
Rozdział dedykuję Flavii ;**
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz