17. Chcę byś czuła się bezpiecznie u mego boku.

Po udanych chwilach spędzonych w towarzystwie Stelli, Briana i Aarona, powróciliśmy do Londynu.
Dochodziła godzina 22:00, kiedy my właśnie z Aaronem wędrowaliśmy uliczkami Hyde Parku.
Wielkie lampy oświetlały śpiące już rośliny. Wiem, że lepiej jest tu spacerować, kiedy świeci słońce, a kolorowe rośliny budzą nawet największego leniucha do życia, ale ja po prostu uwielbiałam te nocne przechadzki z Walijczykiem.
 Przy nim czułam się bezpiecznie, nie przejmowałam się żadną rzeczą, która mi zagrażała.
Trzymałam mocno rękę brązowookiego i szeptałam pod nosem słowa podziwu.
Wiele razy byłam w tym miejscu, ale dopiero teraz raczyłam się "śpiącym" pięknem parku.
Po chwili Aaron  oderwał się ode mnie i usiadł na zimnej ławeczce.
Ułożył rękę na swoich kolanach, po czym spojrzał na mnie ukradkiem. Chciał bym na nich usiadła.
Zrobiłam to i wlepiłam swoje zielone tęczówki w jego.
Zrobił wielki, przejrzysty uśmiech i objął mnie swoimi umięśnionymi rękoma.
Lubiłam te momenty kiedy mocno mnie do siebie przytulał i sprawiał, że nie chciałam kończyć tej chwili.
Przypomniałam sobie wszystkie nasze momenty jakie spotkały nas na wspólnej drodze.
- Pamiętasz jak się poznaliśmy?- Wyszczerzyłam zęby.
- Ba! Jakbym mógł zapomnieć twoją napuszoną, słodką buzię?- Dał mi kuksańca w bok.
- Nikt nie przypuszczał, że będziemy razem. To stało się tak nagle.., a właśnie, wracając do przeszłości miałeś powiedzieć mi, na jaki temat rozmawialiście o mnie z Samirem.- Przymrużyłam lekko powieki z ciekawości.
- Ah! Zapomniałem o tym na śmierć, no więc. Kilka rzeczy dowiedziałaś się na ten temat od niego, ale nie powiedziałem Ci wcześniej o tym, że spodobałaś mi się wtedy w klubie. Gdybym nie był zainteresowany twoją osobą wtedy nie podszedł bym do Ciebie i nie odprowadził bym Cię, dając Ci tym samym moją marynarkę, którą specjalnie podarowałem, byśmy mogli spotkać się jeszcze raz, ale ty jak zwykle spostrzegawcza, dostrzegłaś, że mi jej nie oddałaś..- Westchnął lekko i zrobił nieśmiały uśmiech.
- Ej, no! Skąd miałam wiedzieć, że chcesz się umówić na kolejną "randkę". A poza tym i tak wyszło! Jesteśmy razeem!- Ostatnie słowo wykrzyknęłam tak głośno, że aż kilka osób spojrzało się na nas.
- I za to Cię Kocham!- Ramsey spojrzał się prosto w moje oczy i lekko musnął moje usta, zwilżone bezbarwnym błyszczykiem o zapachu malin.
Dziękowałam losowi za takiego chłopaka!
Nigdy nie przeczuwałam, że będę taka szczęśliwa w jego towarzystwie, jak i w towarzystwie reszty Kanonierów.
- Idziemy?- Spytałam, kiedy z nieba zaczęły spływać drobne krople deszczu.
Przytaknął, po czym chwycił mnie swoją ciepłą dłonią i ruszyliśmy w powrotną stronę do domu.

***

Mocniej ścisnęłam jego rękę.
Obok mnie ujrzałam rysy chłopaka, który kilka lat temu przewrócił moje życie do góry nogami.
Tak, był to Josh z grupką swoich przyjaciół.
Spojrzał się na mnie..
Miałam ochotę upaść na ziemię i poddać się.
Jego przeraźliwy śmiech sprawił, iż przypomniałam sobie wszystkie chwile, kiedy byłam poniżana przez niego.
Aaron spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem. Nie wiedział o co chodzi.., jednak kiedy usłyszał słowo "Kate" i kilka innych obraźliwych epitetów na temat mojej osoby, padające z ust Cauntberriego zdenerwowany puścił moją rękę i podbiegł pod niego.
- Aaron, zostaw go!- Krzyknęłam podenerwowana.
Moje serce coraz szybciej biło. Kompletnie nie wiedziałam co Ramsey może mu zrobić.
Jego grymas na twarzy był przerażający, czułam, że mu tego nie popuści!
Zbyt dobrze znałam Walijczyka.
- Aaron!- Krzyknęłam po raz kolejny, kiedy ten uderzył w twarz Josha.
Cauntebrry pod wpływem zamruczenia osunął się na betonowy chodnik. Jego przyjaciele przestraszeni uciekli.
Z moich oczy wypłynęły słone łzy.
Brązowooki przytulił mnie z całej siły. Cały czas szeptał mi do ucha, że wszystko jest pod kontrolą.
Zamówił taksówkę, by szybciej dotrzeć do domu.
Cała się trzęsłam. Nie mogłam zapanować nad emocjami, jakie spotkały mnie kilka minut temu.
Ramsey cały czas trzymał moją rękę, bał się o mnie, wiem.
Mimo to, nie powinien ranić Josha.
Przecież panuje wolność słowa. Każdy ma prawo do wyrażania własnej opinii.
Rozumiem, że chce bym była bezpieczna, ale to było lekkie przegięcie z jego strony..
Skierowaliśmy się do jego mieszkania.
Kazał mi położyć się do ciepłego łóżka, gdyż cała trzęsłam się z zimna.
W tym czasie on poszedł przygotować mi gorącą herbatę na rozgrzanie.
Chwilę później wrócił z gorącym kubkiem pełnym kojącej, cytrynowej cieczy.
- Jesteś na mnie zła?- Rzucił na mnie kątem oka.
- Mniej więcej tak. Nie powinieneś tak reagować.., wiesz, że możesz odpowiadać za ten czyn?
- Kate, nic mnie to nie obchodzi. Chcę byś czuła się bezpiecznie u mego boku.- Chwycił mnie za podbródek, po czym z wzrokiem pełnym współczucia wtulił moją głowę w swoją klatkę piersiową.

***
JESTEEEM!
Znowu dodałam odcinek późnym terminem.
Przyznam, że myślałam już nad zakończeniem tej historii, ale wczoraj przeczytałam sobie początkowe rozdziały i po prostu nie mogę!
Za dużo znaczy dla mnie ten blog.. Nie mogę go zakończyć, przynajmniej teraz.
Odcinek dedykuję Flavii , która z niecierpliwością czekała na nowy!
Pozdrawiam ;*


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz